Jak zwykle, czasu brak, a obowiązków w domu i pracy jakby więcej
W kolejce czekają przynajmniej 2 dokładniejsze relacje z naszych przyrodniczych wypraw, ale nie mam kiedy ich napisać. W domowej hodowli też zaszły małe zmiany, ale to też materiał na odrębny wpis. Zatem przynajmniej, aby zaznaczyć że nadal żyjemy, krótka notka i kilkanaście kadrów z naszej ostatniej wyprawy do Tadżykistanu i Kirgistanu.
Kierunek dość "egzotyczny" i ciągle mało popularny, jednak niezwykle ciekawy, zarówno pod kątem widoków, oglądanej przyrody jak i napotkanych ludzi.
Naszym głównym celem było pokonanie "Traktu Pamirskiego", drugiej co do wysokości, międzynarodowej drogi biegnącej przez Pamir. Ta licząca sobie ok. 700 km trasa pokonuje kilka przełęczy. Najwyżej położony punkt, Przełęcz Okbajtał, znajduje się 4655 m n.p.m. i faktycznie, bez dobrej aklimatyzacji człowiek może tu funkcjonować bardzo kiepsko. Właśnie z tych względów pojechaliśmy w mniejszym składzie, nie ryzykując zabierania 2,5 rocznego dziecka ze sobą.
Jechaliśmy stopem i współdzielonymi "taksówkami", pokonując kolejne etapy i zatrzymując się w różnych punktach na 1-3 dni. Podróż na pace pickupa, wśród ośnieżonych szczytów i lodowców, to wrażenie trudne do opisania. Podobnie smak suszonych moreli na targu w Osz, zapach jaków na przedpolach Murgob czy wielkomiejski zgiełk Biszkeku. Spanie w dziczy w namiocie, nad Jeziorem Kara-kul, prawie 4000 m n.p.m., to bajka sama w sobie. Zdjęcia niestety wszystkiego nie pokażą, ale niech stanowią przedsmak i zachętę dla innych. Zwłaszcza, że można się tam dostać w miarę tanio, a na miejscu jest zupełnie niedrogo.
Niestety, z racji konieczności dźwigania na plecach całego ekwipunku (namiot, śpiwory, ubrania, jedzenie, różne akcesoria itp.) trzeba było ograniczyć sprzęt fotograficzny do niezbędnego minimum. Jednak nie zabranie obiektywu makro było sporym błędem
W kolejce czekają przynajmniej 2 dokładniejsze relacje z naszych przyrodniczych wypraw, ale nie mam kiedy ich napisać. W domowej hodowli też zaszły małe zmiany, ale to też materiał na odrębny wpis. Zatem przynajmniej, aby zaznaczyć że nadal żyjemy, krótka notka i kilkanaście kadrów z naszej ostatniej wyprawy do Tadżykistanu i Kirgistanu.
Kierunek dość "egzotyczny" i ciągle mało popularny, jednak niezwykle ciekawy, zarówno pod kątem widoków, oglądanej przyrody jak i napotkanych ludzi.
Naszym głównym celem było pokonanie "Traktu Pamirskiego", drugiej co do wysokości, międzynarodowej drogi biegnącej przez Pamir. Ta licząca sobie ok. 700 km trasa pokonuje kilka przełęczy. Najwyżej położony punkt, Przełęcz Okbajtał, znajduje się 4655 m n.p.m. i faktycznie, bez dobrej aklimatyzacji człowiek może tu funkcjonować bardzo kiepsko. Właśnie z tych względów pojechaliśmy w mniejszym składzie, nie ryzykując zabierania 2,5 rocznego dziecka ze sobą.
Jechaliśmy stopem i współdzielonymi "taksówkami", pokonując kolejne etapy i zatrzymując się w różnych punktach na 1-3 dni. Podróż na pace pickupa, wśród ośnieżonych szczytów i lodowców, to wrażenie trudne do opisania. Podobnie smak suszonych moreli na targu w Osz, zapach jaków na przedpolach Murgob czy wielkomiejski zgiełk Biszkeku. Spanie w dziczy w namiocie, nad Jeziorem Kara-kul, prawie 4000 m n.p.m., to bajka sama w sobie. Zdjęcia niestety wszystkiego nie pokażą, ale niech stanowią przedsmak i zachętę dla innych. Zwłaszcza, że można się tam dostać w miarę tanio, a na miejscu jest zupełnie niedrogo.
Niestety, z racji konieczności dźwigania na plecach całego ekwipunku (namiot, śpiwory, ubrania, jedzenie, różne akcesoria itp.) trzeba było ograniczyć sprzęt fotograficzny do niezbędnego minimum. Jednak nie zabranie obiektywu makro było sporym błędem