Tak jakoś tradycyjnie, i zapewne nie ostatni raz w tym roku, zagnało nas w Tatry. Choć na nizinach ciepło, słonecznie i zielono, powyżej 1000 m n.p.m. ciągle panują zimowe warunki. Korzystając z rzadkiej okazji pojawienia się odrobiny czasu wolnego, spakowaliśmy plecaki, sprzęt i ruszyliśmy ku ośnieżonym szczytom.
Pogoda zapowiadała się w zapowiedziach wyjątkowo paskudnie - opady deszczu i śniegu, totalne zachmurzenie. Jakby nie patrzeć, bardzo pozytywna prognoza na majowy, fotograficzny weekend. Zwłaszcza, gdy człowiek nastawia się głównie na robienie zdjęć... Jak to jednak bywa, w górach prognozy sprawdzają się z prawdopodobieństwem 50 na 50. Nie na darmo góralska prognoza pogody mówi, że "albo będzie padać, albo nie będzie". Sprawdziło się na szczęście to drugie
Słońce świeciło tak ostro, że po kilkunastu minutach żałowaliśmy, że nie zabraliśmy ze sobą kremu do opalania i okularów przeciwsłonecznych. Poparzone twarze były jedną z pamiątek, które przywieźliśmy do domu z powrotem. Niestety, pomimo ładnej pogody, a w zasadzie to przez nią, warunki lawinowe były bardzo trudne. Nadtopiony śnieg, ciężki i twardy, leżał na warstwie puchowej. Są to wymarzone warunki do tego, aby lawiny zaczęły schodzić samoczynnie. I tak też się działo. Wędrując koło Koziego Wierchu oglądaliśmy dwie spektakularne lawiny. Jedna z nich zeszła niemal spod samego szczytu i zatrzymała się u podnóża góry. Postanowiliśmy nie ryzykować i nasze wypady ograniczyliśmy do głównych, przetartych już tras. 3 stopień zagrożenia lawinowego to już nie przelewki.
Mieliśmy też okazję zapolować na różne zwierzaki, choć w tym roku były wyjątkowo temu niechętne. Z ssaków zaobserwowaliśmy kozice, świstaki i jelenie. Z ptactwa, sikory, siwerniaki, kruki. Świat bezkręgowców ciągle był uśpiony, poza rozleniwionymi pomrowiami błękitnymi i różnymi muchówkami, nie zobaczyliśmy nic ciekawego. Może następnym razem, czyli już pod koniec maja...
Tatry wyglądają inaczej o każdej porze roku, dlatego warto tam wielokrotnie przyjeżdżać. Zupełnie inaczej wyglądają też wtedy, gdy nie ma dużego ruchu - głównie zimą, a w sezonie turystycznym późnym wieczorem lub w nocy. Chyba tylko wtedy można poczuć pełną potęgę gór i chłonąć wszech otaczający nas spokój...
Pogoda zapowiadała się w zapowiedziach wyjątkowo paskudnie - opady deszczu i śniegu, totalne zachmurzenie. Jakby nie patrzeć, bardzo pozytywna prognoza na majowy, fotograficzny weekend. Zwłaszcza, gdy człowiek nastawia się głównie na robienie zdjęć... Jak to jednak bywa, w górach prognozy sprawdzają się z prawdopodobieństwem 50 na 50. Nie na darmo góralska prognoza pogody mówi, że "albo będzie padać, albo nie będzie". Sprawdziło się na szczęście to drugie

Słońce świeciło tak ostro, że po kilkunastu minutach żałowaliśmy, że nie zabraliśmy ze sobą kremu do opalania i okularów przeciwsłonecznych. Poparzone twarze były jedną z pamiątek, które przywieźliśmy do domu z powrotem. Niestety, pomimo ładnej pogody, a w zasadzie to przez nią, warunki lawinowe były bardzo trudne. Nadtopiony śnieg, ciężki i twardy, leżał na warstwie puchowej. Są to wymarzone warunki do tego, aby lawiny zaczęły schodzić samoczynnie. I tak też się działo. Wędrując koło Koziego Wierchu oglądaliśmy dwie spektakularne lawiny. Jedna z nich zeszła niemal spod samego szczytu i zatrzymała się u podnóża góry. Postanowiliśmy nie ryzykować i nasze wypady ograniczyliśmy do głównych, przetartych już tras. 3 stopień zagrożenia lawinowego to już nie przelewki.
Okolice Wielkiego Stawu Polskiego.
Zimowa trasa na Szpiglasową Przełęcz.
Widok na Miedziane.
W głębi Szpiglasowa Przełęcz, na stokach gór widać ślady zejścia świeżych lawin.
Mieliśmy też okazję zapolować na różne zwierzaki, choć w tym roku były wyjątkowo temu niechętne. Z ssaków zaobserwowaliśmy kozice, świstaki i jelenie. Z ptactwa, sikory, siwerniaki, kruki. Świat bezkręgowców ciągle był uśpiony, poza rozleniwionymi pomrowiami błękitnymi i różnymi muchówkami, nie zobaczyliśmy nic ciekawego. Może następnym razem, czyli już pod koniec maja...
Kozica (Rupicapra rupicapra) w okolicy schroniska w Dolinie Pięciu Stawów.
Kruk (Corvus corax) na tle Koziego Wierchu.
Świstak (Marmota marmota) - rodzinne opalanie.
Świstak pędzi po dostawę sreberek...
Jeleń (Cervus elaphus) w Dolinie Roztoki.
Siwierniak (Anthus spinoletta) w Dolinie Pięciu Stawów.
Tatry wyglądają inaczej o każdej porze roku, dlatego warto tam wielokrotnie przyjeżdżać. Zupełnie inaczej wyglądają też wtedy, gdy nie ma dużego ruchu - głównie zimą, a w sezonie turystycznym późnym wieczorem lub w nocy. Chyba tylko wtedy można poczuć pełną potęgę gór i chłonąć wszech otaczający nas spokój...
Pusta Dolinka była wyjątkowo pusta tej wiosny...
Rozgwieżdżone niebo nad Tatrami.