Skocz do zawartości

Wesprzyj serwis, wyłącz reklamy  
1 raz na nowej odsłonie? | Problemy z zalogowaniem?






- - - - -

Skandynawia na każdą kieszeń, część I

Napisany przez Dark_Raptor, w Podróże, Fotografia 30 grudnia 2015 · 2 757 wyświetleń

norwegia wyprawa podróż krajobraz skandynawia
W dzisiejszym wpisie małe "odgrzewanie kotleta". Ponieważ już kilkukrotnie proszono nas o ponowną publikację opisu wyprawy do Skandynawii z 2010 roku, która była zamieszczona kiedyś na naszej stronie, wrzucamy ją na naszego bloga. Być może niektóre informacje są już ciut przestarzałe, jednak większość powinna być ciągle aktualna. Zapraszamy do lektury pierwszej części sprawozdania z tamtej wyprawy.

--------
Skandynawia na każdą kieszeń

W większości przewodników, opisując dowolny kraj, najczęściej pojawia się zdanie, że opisywany rejon to "miejsce pełne kontrastów". W przypadku Skandynawii, a zwłaszcza Norwegii, jest to zdanie błędne. Niech jednak to nas nie zniechęca. Ten "brak kontrastu" to ni mniej, ni więcej, idealne połączenie natury i efektów działalności człowieka. To również brak manifestowania majątku poprzez mieszkańców odwiedzanych państw. Jadąc przez oba kraje wszędzie dostrzegamy podobne, niskie domy, w podobnych kolorach. Chyba tylko tam można zakosztować tej swoistej symbiozy, trudnej do zobaczenia w innych częściach Europy.
Niniejsze sprawozdanie z wyprawy za Krąg Polarny nie powstałoby bez organizatorów naszej wycieczki - Renaty i Leszka, którym należą się specjalne podziękowania :) Jednocześnie wyrazy wdzięczności należą się również bezimiennym pracownikom centrów informacji turystycznej i stacji benzynowych, dzięki którym możliwe było ładowanie akumulatorów do naszego aparatu, a więc fotograficzne udokumentowanie całej eskapady.


Dodany obrazek

Mapa naszej wyprawy. Numerami oznaczono kolejne noclegi.

Oryginalna mapa: By NordNordWest from Wikimedia Commons.


Dzień pierwszy - trudne początki.
Wyprawę rozpoczęliśmy od wyjazdu spod Warszawy. Cały dzień jazdy po polskich drogach jest dość męczący, ale późnym wieczorem docieramy do Świnoujścia, ładujemy się na pokład promu do Ystad i wyruszamy w kilkugodzinny rejs. Prom, jak to prom. Generalnie niemiłe wrażenie robi lejący się wszędzie alkohol. Z drugiej strony szybko jednak zalega cisza i większość pasażerów zapada w sen wśród foteli.




Dodany obrazek

Świnoujście. W oczekiwaniu na załadunek na prom.



Dodany obrazek

Sposoby na jakie można upchnąć na promie dziesiątki samochodów mogą być zadziwiające.


Dzień drugi - witaj Skandynawio!
Nieśmiały brzask przywitał nas u wejścia do Ystad. Niestety oprócz jaśniejącego powoli nieba, towarzyszył nam gęsty opad deszczu. Mgła i strugi wody... dość mocno zawiedzeni, przemknęliśmy przez miasto znane nam z kryminałów o Wallanderze, drogą E6 w kierunku Malmo i Oslo. Drogi w Szwecji są doskonałe. Nic dziwnego, że już po południu osiągnęliśmy granicę z Norwegią i tam zrobiliśmy dłuższy postój. Tu czekała nas pierwsza niemiła niespodzianka. Zdawaliśmy sobie sprawę, że trzeba będzie płacić za pewne odcinki dróg w Norwegii. Teoretycznie proces opłat powinien być zautomatyzowany dzięki zarejestrowaniu karty kredytowej w specjalnym systemie. Miało to umożliwić ściąganie myta bez dodatkowej fatygi. Niestety system naszej karty "nie łyknął", więc pozostało nam żmudne pilnowanie znaków drogowych, a po minięciu bramki, szukanie najbliższej stacji benzynowej w celu uiszczenia opłaty. Rzecz wyjątkowo upierdliwa i męcząca, chyba największy niewypał podczas naszego wojażu. Na nasze szczęście odcinków tych nie ma zbyt dużo. Warto zaopatrzyć się w jakąś mapę, z naniesionymi informacjami o lokalizacji bramek. Ceny są bardzo zróżnicowane i wynoszą, w zależności od miejsca, od kilkunastu do blisko 300 NOK. W przypadku nie zapłacenia za przejazd, otrzymamy rachunek, powiększony o odpowiednią kwotę. Zostanie on dostarczony bezpośrednio do domu pocztą. Bogatsi o tę wiedzę ruszyliśmy dalej w kierunku Oslo. Warto pamiętać, że często trzeba korzystać też z promów. Ich ceny, dla samochodu osobowego z czterema osobami, to średnio 150-200 NOK.
Piękną rzeczą w zwiedzaniu krajów skandynawskich jest prawo gościnności umożliwiające biwakowanie w niemal dowolnym miejscu. Warunkiem jest ulokowanie się z dala od budynków (minimum 150 m), zachowanie czystości oraz ewentualne uzyskanie zgody właściciela terenu prywatnego. Z tego prawa korzysta tu powszechnie wielu turystów. Późnym wieczorem niemal każdy parking i miejsce postojowe zapełnia się kamperami i namiotami, zamieniając się w pole kempingowe. Wczesnym rankiem całe towarzystwo rozpierzcha się bezgłośnie we wszystkich kierunkach. Nie muszę dodawać, że postój taki jest całkowicie darmowy :) Nasz pierwszy nocleg w terenie urządziliśmy nad malowniczym jeziorem w okolicach Oslo, niedaleko miejscowości Vestby.


Dzień trzeci - czyli zwiedzamy Oslo.
Oslo, stolica Norwegii, to dość rozległe i całkiem ładne miasto. Pobłądziwszy chwilę po jego poplątanych uliczkach ruszyliśmy do zwiedzania. Rozpoczęliśmy od Parku Vigelanda, pełnego ekspresyjnych rzeźb zbudowanych ze splątanych, pełnych ruchu sylwetek ludzkich. Dalej ruszyliśmy w kierunku pałacu królewskiego, który jednak specjalnie dużego wrażenia na nas nie zrobił. Dużym, pozytywnym zaskoczeniem był gmach opery. Nowoczesna, kanciasta bryła, ze szkła i białych bloków, wygląda niezwykle. Po budynku można sobie chodzić do woli, a z jego szczytu podziwiać rozległą panoramę miasta. Zimą, na pochyłym dachu, ludzie urządzają sobie zapewne stok narciarski. Wnętrze również stanowi miły dla oka widok. Obok wspomnianych wcześniej materiałów, wejścia na balkony i galerie zrobiono z abstrakcyjnie ułożonych drewnianych i plastikowych elementów. Warto wstąpić też do Galerii Narodowej. Wśród wielu dzieł można podziwiać najsłynniejsze obrazy Muncha oraz prace innych malarzy skandynawskich. Ostatni punkt naszej wycieczki stanowił fort. Z jego murów można zobaczyć portową część Oslo, a wewnątrz zwiedzić muzeum ruchu oporu oraz park.
W skandynawskich miastach zwraca swoją uwagę zamiłowanie do rowerów. Praktycznie wszędzie można zobaczyć ścieżki rowerowe lub nawet specjalnie wyznaczone trasy dla jednośladów. Można się z nimi zetknąć nie tylko w dużych miastach, ale praktycznie wszędzie. Nierzadko widuje się całe rodziny spędzające swój wolny czas pedałując przed siebie. W drodze często mijaliśmy objuczonych torbami turystów, którzy nawet przy niesprzyjającej aurze, pędzili do celu. Podobną estymą cieszy się bieganie. Gdziekolwiek nie spojrzeć, można zobaczyć przemieszczające się szybko ludzkie sylwetki. Gdy nie ma śniegu, zamiast na nartach, Skandynawowie jeżdżą na specjalnych nartorolkach.
W dalszą drogę ruszyliśmy doliną Hallingdal. Najbliższy nocleg wypadł nam w okolicy miejscowości Orgenvika, nad malowniczym, polodowcowym jeziorem Krodenen.




Dodany obrazek

Poranna mgła w okolicach Oslo. Tak najczęściej wyglądał początek dnia podczas naszej wyprawy. Po 2-3 godzinach robiło się już bardzo ładnie.


Dodany obrazek

Krąg życia. Rzeźba autorstwa Vigelanda.


Dodany obrazek

Kolumna zbudowana z ludzkich sylwetek. Oslo, Park Vigelanda.


Dodany obrazek

Park Vigelanda w szerszym ujęciu.


Dodany obrazek

Pałac Prezydencki, Oslo.



Dodany obrazek

Wejście na balkony w Operze w Oslo.


Dodany obrazek

Fort w porcie Oslo. Miejsce spacerów mieszkańców stolicy Norwegii.


Dodany obrazek

Przeważnie biwakowaliśmy w miejscach ze wspaniałymi widokami. Okolice Jeziora Krodenen.


Dodany obrazek

Fot. 16. Zapadający zmrok nad polodowcowym Jeziorem Krodenen.

Dzień czwarty - dolinami do Bergen.
Poranek przywitał nas mgłą. Jednak w ciągu godziny podniosła się, odsłaniając piękny widok. Ruszyliśmy w drogę trasą nr 7, ciągnącą się wąskimi dolinami, obok jezior i przez malownicze wsie i miasteczka. Po drodze zwiedziliśmy jedyny w Norwegii krater meteorytowy. Po kilkuset milionach lat, licznych ruchach górotwórczych, działalności lodowca i normalnej erozji pogodowej, jedynym jego śladem są anomalie w budowie geologicznej tego rejonu. Ważnym punktem wyprawy w tę część kraju powinien być wodospad Voringfoss. Ta licząca sobie ponad 300m kaskada, urywająca się w głębokiej dolinie, robi piorunujące wrażenie. Spadająca po stromych skałach woda, wzburza delikatną mgiełkę aerozolu wodnego. Wodospad jest dostępny z kilku stron. Najefektowniej wygląda z góry, z płatnego parkingu (30NOK). Kilka kilometrów dalej, z małego postoju w dole, można podejść do niego piechotą. Ponad godzinna wyprawa dnem doliny, po piargach i luźnych kamieniach dostarcza sporo emocji. Po drodze straszą nas szczątki ciężarówki, która nie wyrobiwszy się na zakręcie, runęła w 200 metrową czeluść. Nagrodą za męczący marsz jest niezapomniany widok spod samego wodospadu.
Dalej ruszyliśmy "siódemką" do miejscowości Alvik, gdzie czekał nas kolejny nocleg, na brzegu malowniczego Hardangerfjorden.




Dodany obrazek

Z dawnego krateru meteorytowego nie pozostało już nic, poza anomaliami w budowie geologicznej regionu.


Dodany obrazek

Kornelia wśród karłowatych wierzb. Rośliny te są stałym elementem skandynawskiego krajobrazu.


Dodany obrazek

Nierzadki widok - ułożone w stosiki kamienie. Pozostawiane głównie przez turystów. Można je spotkać w niemal każdym bardziej uczęszczanym miejscu.


Dodany obrazek

Karłowate brzozy. Ich kora jest ciemna, by mogły akumulować ciepło słońca. Osiągają też zaledwie kilkanaście cm wysokości. Roślina typowa dla dalekiej północy.


Dodany obrazek

Polodowcowe jeziorka widać w wielu rejonach Norwegii. W dali majaczą już pierwsze lodowce.


Dodany obrazek

Wodospad Voringfoss. Urywająca się w przepaść kaskada robi niesamowite wrażenie.


Dodany obrazek

Co zostanie z ciężarówki spadającej w dwustumetrową przepaść? Odpowiedź na powyższym zdjęciu...


Dodany obrazek

Miejscowość Alvik, rozłożona nad szerokim i malowniczym fiordem.


Dzień piąty - Bergen
Skandynawowie to dość cisi i mało otwarci ludzie. Przynajmniej początkowo takie sprawiają wrażenie. Zdarzają się im jednak całkiem dzikie pomysły. Jednym z nich był widok, jaki zastaliśmy tego ranka. Toalety i teren naszego noclegu otaczała charakterystyczna żółto-czarna taśma "police line, do not cross". Pierwsze wrażenie było dość oczywiste... jednak chwila zastanowienia i kilka faktów pozwoliły nam przejrzeć ten żart na wylot. Przede wszystkim wieczorem, niedaleko od biwaku, dość wesoło balowało jakieś towarzystwo. Secundo. Taśma była amerykańskiej, a nie norweskiej policji. Po trzecie, gdzie ta policja i dlaczego nikt nas nie chce przesłuchać?! Słowem, z pomocą noża, dostaliśmy się do toalet i oszczędziliśmy przy okazji niepotrzebnych nerwów pozostałym biwakowiczom :)
Dalsza droga to wijące się serpentyny i liczne tunele. Po ich pokonaniu dotarliśmy do największego miasta tego rejonu - Bergen. Mówi się, że Bergen to brama do krainy fiordów i jest w tym dużo prawdy. To stąd wyrusza duża część szlaków i tras wycieczkowych w ciekawsze rejony Norwegii. Samo miasto jest również warte zwiedzenia. Na uwagę zasługuje wpisana na listę UNESCO drewniana zabudowa dzielnicy handlowej, ładny fort i targ rybny. Nie sugerujcie się jednak informacjami z przewodników, że na tym ostatnim można kupić tanio owoce morza. Przebitka w stosunku do cen sklepowych wynosi nawet 200%!
Z Bergen ruszyliśmy trasą 571, a później 13 na północ. W okolicach wioski Bygd, na malowniczej przełęczy, rozstawiliśmy się na następny nocleg.




Dodany obrazek

Katedra w Bergen, górująca nad miastem.


Dodany obrazek

Wpisana na listę UNESCO drewniana zabudowa dzielnicy handlowej.


Dodany obrazek

Wąskie uliczki drewnianej dzielnicy portowej. Obowiązuje całkowity zakaz palenia :)


Dodany obrazek

Na targu rybnym można wybrać swój przyszły, jeszcze ruszający się posiłek osobiście.


Dodany obrazek

Stara zabudowa północno wschodniej części miasta.


Dodany obrazek

Nocleg na przełęczy koło wioski Bygd.


Dzień szósty - przez fiordy na lodowiec!
Zimny i deszczowy ranek nie zwiastował nic dobrego. Drogą nr 13, mijając zabytkowy kościół w stylu skandynawskim w Vik, dotarliśmy na brzeg Sognefjorden. Przekroczywszy promem fiord ruszyliśmy w stronę "dachu Norwegii" - Jotunheimen. Po wjechaniu na malowniczą trasę 55, warto odbić w dolinę Jostendalen. Po przejechaniu 30 km docieramy do pięknego jęzora lodowca. Wypływająca z niego woda ma siną, jasną barwę, sam lód jest szaro-niebieski. Pod sam lodowiec prowadzi dość wygodny szlak, jednak wejście na jęzor możliwe jest tylko w zorganizowanej grupie. Gdyby nie ulewny deszcz, zalewający obiektywy, filtry i nas samych, wyprawa byłaby niezwykle owocna. Ulewa w ciągu kilkunastu minut zmieniła trasę w rwący potok. Nikt tego dnia nie miał już suchych butów, a sprzęt fotograficzny trzeba było dość długo suszyć. Następny nocleg urządziliśmy na wysokości ponad 1000 m n.p.m. Pomimo przejmującego chłodu i przemoczonych ubrań nie byliśmy w stanie oprzeć się pięknym widokom roztaczającym się z naszego biwaku. Głębokie doliny, ostre, ośnieżone szczyty, subtelna gra światła wśród chmur. Piękne widoki na zakończenie dnia... no właśnie. Od tego momentu nocy w pełnej krasie już nie zastaliśmy. Jak tu spać, gdy po wyjściu z namiotu można czytać gazetę?




Dodany obrazek

Tradycyjny, drewniany kościół skandynawski w Vik.


Dodany obrazek

Jedna z licznych przepraw promowych na Sognefjorden.


Dodany obrazek

Woda wypływająca z lodowca ma charakterystyczny mleczno-niebieski kolor. Dolina Jostendalen w strugach deszczu.


Dodany obrazek

Jęzor lodowca w Jostendalen. Nietypowa struktura zbitego śniegu i lodu nadaje mu niebieskie zabarwienie.


Dodany obrazek

Jak widać pogodę mieliśmy idealną na fotografowanie. Z racji silnego wiatru, nawet parasolka za wiele by tu nie pomogła.


Dodany obrazek

Namiot rostawiony w rejonie Jotunheimen. Zimno, ale widoki cudowne!


Dzień siódmy - "tylko dla orłów" i uwaga na Trolle!
Rześki poranek zapowiadał piękną pogodę. Nie zawiedliśmy się, bo na jeden z najważniejszych dni naszej wyprawy aura udała nam się znakomicie. Ruszyliśmy 15tką na północny zachód, tak by trafić na widokową trasę nr 63. Jechaliśmy rozległą, wysokogórską tundrą. Skaliste podłoże, pokryte mchami, porostami i drobnymi, karłowatymi wierzbami, zamykały na horyzoncie jęzory lodowców. Niestety sprzęt fotograficzny, po wczorajszej przygodzie, musiał oddtajać i nadawał się do użytku dopiero po południu. W końcu trafiamy na drogę 63. Zaczyna się ona od południa "drogą orłów" - Dalsnibba, a kończy "drogą trolli" - Trollstigveien, przecinając dwa malownicze fiordy. Warto tędy jechać wyłącznie przy pięknej pogodzie. Widoki są porażające i niemal co chwila jest jakaś okazja do zatrzymania się i uchwycenia kilku kadrów. Wysokie, strzeliste i strome góry, pokryte płatami śniegu lub małymi lodowcami, w dole małe i duże jeziora, strumienie, liczne wodospady. O florze także warto wspomnieć. Znajdują się tu liczne torfowiska, wrzosowiska i bagna. Wśród drobnych oczek wodnych znajdują się całe dywany mięsożernych rosiczek i tłustoszy. Co chwila znajdujemy widłaki, kwitnące storczyki i wełniankę z białą kitą drobnych włosków. Rośliny te w Polsce znajdują się pod ochroną i wiele z nich jest u nas rzadkością. Po pokonaniu pnącej się w górę Dalsnisbba docieramy ostro w dół do Geiranger, leżącego nad brzegiem Geirangerfjord. Kolejny punkt widokowy to Eidsdal. Zdjęcia fiordu Norddalsfjord, otoczonego wysokimi górami, ze znajdującą się u jego wylotu osadą pojawiają się w większości przewodników po Norwegii. Po przepłynięciu promem czeka nas główny gwóźdź programu, czyli Droga Trolli. Jest to kręty odcinek drogi 63, wpinający się kilkaset metrów, kilkunastoma zakrętami, na zbocze klasycznej, U-kształtnej doliny polodowcowej. Niedawno zbudowano tam taras widokowy, z którego roztacza się niezapomniany widok na całą trasę. Warto pamiętać, że odcinek ten otwarty jest tylko od maja do końca sierpnia, a przy niesprzyjającej pogodzie jeszcze krócej! Zjazd tą serpentyną wymaga odporności na widok przepaści, pozostaje on jednak na długo w pamięci.
Kolejny nocleg spędziliśmy w okolicach Andalsnes, podziwiając ostatnie promienie zachodzącego słońca, rozświetlające szczyty gór nad fiordem Romsdalsfjord.




Dodany obrazek

Chmury nieśmiało odsłaniają "dach Norwegii".


Dodany obrazek

Tundra to interesujące połączenie skał, porostów, karłowatych wierzb i brzóz oraz lodu. Nawet taki "księżycowy" krajobraz nie odstrasza biwakowiczów.


Dodany obrazek

Piękna U-kształtna polodowcowa dolina w rejonie Dalsnibba.


Dodany obrazek

Jedno z miejsc typu "musisz zobaczyć" - Eidsdal nad Norddalsfjord.


Dodany obrazek

Łany rosiczek. Tam niemal się chodzi po tych roślinach, u nas są niezwykle rzadkie.


Dodany obrazek

W takich miejscach znajdowaliśmy duże ilości drapieżnych roślin.


Dodany obrazek

Droga 63, tym razem pnąca się wysoko w góry.


Dodany obrazek

Trollstigveien - "droga trolli". Bez komentarza...


Dodany obrazek

Taras widokowy zawieszony nad drogą Trolli.


Dodany obrazek

Andalsnes. Ostatnie promienie zachodzącego słońca, rozświetlają szczyty nad fiordem Romsdalsfjord.


Dzień ósmy - ...czyli droga do Trondheim
Malowniczą trasą 64 i 660 ruszyliśmy między kolejnymi fiordami w kierunku kolejnego celu naszej podróży, Trondheim. Przeskoczywszy na główną trasę E6, skierowaliśmy się ostro na północ. Ponieważ tego dnia była niedziela, nie mieliśmy najmniejszego problemu ze znalezieniem miejsca parkingowego. Szybkim marszem dotarliśmy do centrum miasta. Tu małe zaskoczenie. Trafiliśmy na jakiś międzynarodowy bieg na orientację. Miasto pełne było biegaczy i kolorowo ubranych kibiców, którzy równo dopingowali wszystkich biorących udział w zawodach. W mieście zobaczyliśmy trzy najważniejsze zabytki. Przepiękną gotycką katedrę, zabytkowy most i drewnianą zabudowę dzielnicy portowej. Z miasta ruszyliśmy w dalszą drogę w kierunku Steinkier, kilkanaście kilometrów za nim znaleźliśmy fajny nocleg, z darmowymi łódkami i miejscami do wędkowania.




Dodany obrazek

Przykład pięknego gotyku. Katedra w Trondheim.


Dodany obrazek

Zabytkowy most w Trondheim. Tego dnia, ze względu na zawody sportowe, pełen ludzi.


Dodany obrazek

Drewniane budynki dzielnicy portowej w Trondheim.


Dzień dziewiąty - kolejny lodowiec.
Po niezbyt przyjemnej przygodzie w okolicach Jostendalen, postanowiliśmy jednak dotrzeć przy ładnej pogodzie do samego lodowca. Najbliższa okazja trafiła się za miastem Mo i Rana, w rejonie Saltfjell-Svortisen Nasjonalpark. Odbiwszy ok. 30 km od głównej drogi, docieramy do małej doliny Svartisdalen. Co 2 godziny kursuje tam łódka, która pokonawszy polodowcowe jezioro wysadza turystów w okolicy dużego wodospadu. Idąc wzdłuż kaskad, po charakterystycznych, niemal pomarańczowych łupkach, tworzących coś na kształt schodów, docieramy do krainy skał, wody i lodu. Droga, forsownym marszem, zajmuje ok. 30-40 minut. By dotrzeć do samego jęzora lodowca, potrzeba dalszych 15-20 minut. Znalazłszy się u jego podnóża, można podziwiać z bliska grę światła i cieni w jego szczelinach oraz charakterystyczne, niebieskie zabarwienie. Wracając do trasy E6, po drodze, warto zwiedzić piękną grotę Gronlingrotten. Miejsce na nocleg znaleźliśmy koło Bjollanes, około 20 km przed Kołem Polarnym.




Dodany obrazek

Svartisdalen, na trasie do lodowca.


Dodany obrazek

Rejon doliny Svartisdalen charakteryzuje się niesamowitą budową geologiczną.


Dodany obrazek

Wełnianka pochwowata. U nas dość rzadki, bagienny gatunek, tu spotykany niemal na każdym kroku.


Dodany obrazek

Jęzor lodowca spełzający majestatycznie do jeziora.


Dodany obrazek

Dla niektórych, pierwsza w życiu okazja, by dotknąć lodowca.


Dodany obrazek

Symboliczny grób jeńców radzieckich. W Norwegii niestety dużo jest takich miejsc.


---------
A o tym co widzieliśmy w Narwiku, na Lofotach i dalej na północ, w następnej części...




Przeszukaj mój blog

użytkownicy przeglądający

0 zarejestrowanych terrarystów, 3 gości, 0 anonimowych terrarystów

Ostatni odwiedzający






© 2001-2024 terrarium.pl. Serwis wykorzystuje pliki cookies, które są wykorzystywane do emisji spersonalizowanych reklam. Więcej. Korzystając akceptujesz Regulamin.