Dziś na warsztat ląduje obiektyw nie mający w swojej kategorii praktycznie żadnego konkurenta, ultraszerokokątny (UWA - Ultra Wide Angle), pełnoklatkowy, bardzo jasny obiektyw reporterski ze stajni Nikona. Od daty premiery, w 2007 roku, obiektyw praktycznie ciągle pozostaje sam na placu boju (większość pełnoklatkowych zoomów szerokokątnych zaczyna się od 16-17 mm). Wielu fotografów zmieniło więc system aby móc korzystać w pełni z jego możliwości. Od jakiegoś czasu chodzą jednak słuchy o nowym obiektywie Canon'a - 11-24/4, choć ciemniejszy, może stać się świetną opcją dla wielbicieli fotografii krajobrazowej. W tej kategorii dobrym wyborem jest też Nikkor 17-35/2.8, Nikkor 16-35/4 VR, Tamron 17-35/2.8-4, jednak są to obiektywy o ciut innym przeznaczeniu i możliwościach. W przypadku matryc APS-C (DX w Nikonie) wybór jest znacznie większy, od testowanej już Sigmy 10-20 poczynając, na szerokiej gamie innych Sigm, Nikkorów i Tokin kończąc (użytkownicy Canona mają też systemowe szkła UWA pod cropa).
Budowa i mechanika
Jak przystało na szkło z segmentu profi, Nikkor jest solidnym kawałem „kloca”. Waży blisko kilogram, a ze swoimi rozmiarami rzędu 131x100 mm, zajmuje dość dużo miejsca w torbie lub plecaku. Obiektyw posiada wbudowaną osłonę przeciwsłoneczną, niestety dość krótką w porównaniu z przednią soczewką. Jednak konstrukcyjnie nie może być ona większa, ze względu na winietowanie. Wspomniana soczewka to jeden z większych „mankamentów” testowanego szkła. Podczas pracy w terenie niemal zawsze ma się obawę o jej uszkodzenie. Tak więc gdy tylko nie robi się zdjęć, warto zawsze osłonić ją dedykowanym dekielkiem. Jego ciągłe zakładanie i zdejmowanie pozostawia wyraźne rysy na osłonie przeciwsłonecznej. Niestety „ten typ tak ma”. Sam dekielek, z racji rozmiarów, ciężko schować do kieszeni. Istnieje ryzyko jego zgubienia (choć w miarę łatwo powinno dać się go odnaleźć ). Sam korpus obiektywu wykonany jest z bardzo twardego i solidnego plastiku, więc raczej nie trzeba się o niego zbyt mocno martwić. Pierścienie ustawiania ogniskowych i ostrości są dość wąskie, jednak praca z nimi nie sprawia większych problemów.
Ze względu na rozmiar przedniej soczewki i pole widzenia, obiektyw nie posiada mocowania filtrowego. Teoretycznie dyskwalifikuje to Nikkora w wielu dziedzinach fotografii, zwłaszcza fotografii krajobrazowej. Na szczęście kilku producentów stworzyło holdery i filtry do niego, jednak ich cena może przyprawić o zawał serca. Wybór rodzajów filtrów też jest bardzo ograniczony, warto mieć to na uwadze decydując się na to szkło.
Autofocus to bardzo mocna strona tego obiektywu. Cichy i szybki silnik SWM trafia bez pudła w niemal każdych warunkach. Dzięki krótkim ogniskowym, głębia ostrości jest tak duża, że ewentualne problemy back- i frontfocusa ciężko jest wyłapać. Nikkor świetnie pracuje zarówno w trybie pojedynczych zdjęć (AF-S) jak i w trybie śledzenia obiektu (AF-C).
Obiektyw jest uszczelniony, można więc pracować nim w trudnych warunkach pogodowych. Nie mieliśmy okazji pracować z nim w tropikach, ale w górach i na dalekiej północy, albo na mrozie spisywał się bez problemu.
Optyka
Szkła UWA to dość skomplikowane narzędzia. Tak samo jest w tym wypadku. Nikkor 14-24/2.8G posiada 14 elementów optycznych znajdujących się w 11 grupach. Dwa szkła ED pozwalają w różny sposób załamywać promienie światła o różnej długości fali, przez co unika się niepożądanych efektów jak aberracja chromatyczna (niebiesko-czerwone obwódki na kontrastowych krawędziach). 3 soczewki asferyczne umożliwiają uzyskanie ostrego obrazu w całym kadrze, dzięki redukcji zjawiska aberracji sferycznej (mglista otoczka na ostrych krawędziach). 1 soczewka została wyposażona w powłoki nanokrystaliczne, likwidujące odblaski i dające bardziej kontrastowy obraz w trudnych warunkach oświetleniowych. Jednak praca pod światło jest wyjątkowo bolesną piętą achillesową Nikkora. Bardzo łatwo złapać paskudne flary i odblaski, które ciężko później usunąć w postprocessingu. Pole widzenia to 114.2° - 84°. Minimalna odległość ostrzenia to 28 cm. Posiada też 9 listkową przysłonę.
Obiektyw jest ostry już od pełnej dziury, zarówno w centrum kadru jak i na jego brzegach. Jest to dość ważna rzecz, bo z reguły szkła UWA nie zachwycają osiągami z dala od środka zdjęcia. Kolejna sprawa to doskonała korekcja zniekształceń, zwłaszcza dystorsji beczkowatej. Najczęściej szerokie kąty uwydatniają obiekty w centrum, powodując, że nie wyglądają one naturalnie. Nikkor 14-24 wykazuje dystorsję na poziomie 2% dla 14 mm, aż do zaledwie 0,1% dla 24 mm. Powoduje to, że obiektyw może być świetnym wyborem dla fotografujących architekturę.
Użytkowanie
Obiektyw, choć wydaje się być pozornie dość wyspecjalizowanym, reporterskim szkłem, dobrze sprawdza się też w innych dziedzinach. Jego szybki i pewny autofocus, perfekcyjna wręcz ostrość powodują, że ciężko znaleźć dla niego zastępcę. Można oczywiście kombinować z kilkoma obiektywami stałoogniskowymi (np. Samyang 14/2.8, Nikkor 20/1.8G, Nikkor 24/1.4 itp.), jednak kosztem jasności zyskujemy wygodę zooma w jednym szkle. No i ostatecznie wydamy mniej pieniędzy
Fotografując trzeba zwracać szczególną uwagę na kadr. Nieraz łapały się w niego, w sposób niezamierzony, nasze nogi lub cień. Kłopotliwe to bywa w aparatach bez pełnego pokrycia kadru w wizjerze, jak choćby nasz D700.
Ciężko znaleźć w tym obiektywie wady, jeśli wie się do jakiego celu został on stworzony. Dla kogoś, kto chce korzystać z niego uniwersalnie największą będzie zapewne problem z filtrami. I o tym problemie warto napisać kilka słów.
Obecnie przynajmniej czterech niezależnych producentów oferuje filtry do tego obiektywu. Są to: Lee SW-150, Cokin X-Pro,, Hitech Lucroit, Nisi 150.
Zakup samego holdera i adaptera (zwłaszcza oryginalny Lee i Cokin) to koszt kilkuset złotych. Dalej dochodzi jeszcze zakup samych filtrów, których cena waha się od ok. 200 do ponad 700 zł! Za polaryzacyjny można zapłacić grubo ponad 1000 zł, na szczęście w fotografii krajobrazu szerokimi kątami rzadziej się z niego korzysta ze względu na nierównomierne polaryzowanie nieba. Można oczywiście próbować szukać zamienników i o ile sam holder nie będzie problemem, to nie warto kupować tanich, plastikowych filtrów. Sposób w jaki potrafią zdegradować obraz (utrata ostrości, zafarb, odblaski) powoduje, że sens wydanych na obiektyw pieniędzy, staje pod dużym znakiem zapytania. Jeśli już zainwestowaliśmy w filtry, musimy jakoś ogarnąć się z ich używaniem. Po zainstalowaniu holdera rozmiary obiektywu wzrastają w zastraszającym stopniu, no i zaczynamy się martwić o to, by nie porysować lub nie stłuc filtra (Lee robi je ze szkła – mniejsze ryzyko porysowania, większe stłuczenia. Cokin robi z żywic, a więc odwrotnie jak Lee). Jeśli chcemy na chwilę zmienić podpięte do aparatu szkło, ciężko schować gdzieś kobylaste 14-24 z holderem i filtrem. Montowanie i rozmontowanie całego zestawu zajmuje sporo czasu.
Duża, wypukła soczewka też czasem może przyprawić nas o szybsze bicie serca. Trzeba mieć baczenie, aby nie pobrudzić jej palcami i nie trafić w nią jakąś gałęzią czy żwirem lub kamieniami (robiąc np. reportaż sportowy).
Odblaski i flary to faktycznie poważny problem. Ciężko robić zdjęcie szkłem UWA tak, by nie znalazło się gdzieś w kadrze słońce. Warto mieć to na uwadze i rozważyć przy ewentualnym zakupie.
No i kwestia ceny. Jeśli nie trafi się na wyjątkową okazję, Nikkor 14-24/2.8G jest bardzo drogim instrumentem. Jednak jak ktoś, gdzieś, kiedyś napisał, ta konstrukcja to przykład gdy inżynierowie i konstruktorzy Nikona mieli więcej do powiedzenia niż księgowi. W tym wypadku płaci się za jakość i możliwości sprzętu o wyżyłowanych parametrach.
Podsumowanie
Cóż można napisać? Ten obiektyw to klasa sama w sobie, perfekcyjne narzędzie do fotografii reporterskiej. Ostrość, kontrasty, oddanie kolorów jest doskonałe, podobnie jak sprawność pracy autofocusa. Gdyby nie wspomniane mankamenty, byłoby to narzędzie idealne w każdej kategorii wykorzystania obiektywów szerokokątnych. Gdy wybieramy się tam, gdzie będzie potrzebne UWA, Nikkor zawsze ląduje w naszym plecaku.
Budowa i mechanika
Jak przystało na szkło z segmentu profi, Nikkor jest solidnym kawałem „kloca”. Waży blisko kilogram, a ze swoimi rozmiarami rzędu 131x100 mm, zajmuje dość dużo miejsca w torbie lub plecaku. Obiektyw posiada wbudowaną osłonę przeciwsłoneczną, niestety dość krótką w porównaniu z przednią soczewką. Jednak konstrukcyjnie nie może być ona większa, ze względu na winietowanie. Wspomniana soczewka to jeden z większych „mankamentów” testowanego szkła. Podczas pracy w terenie niemal zawsze ma się obawę o jej uszkodzenie. Tak więc gdy tylko nie robi się zdjęć, warto zawsze osłonić ją dedykowanym dekielkiem. Jego ciągłe zakładanie i zdejmowanie pozostawia wyraźne rysy na osłonie przeciwsłonecznej. Niestety „ten typ tak ma”. Sam dekielek, z racji rozmiarów, ciężko schować do kieszeni. Istnieje ryzyko jego zgubienia (choć w miarę łatwo powinno dać się go odnaleźć ). Sam korpus obiektywu wykonany jest z bardzo twardego i solidnego plastiku, więc raczej nie trzeba się o niego zbyt mocno martwić. Pierścienie ustawiania ogniskowych i ostrości są dość wąskie, jednak praca z nimi nie sprawia większych problemów.
Ze względu na rozmiar przedniej soczewki i pole widzenia, obiektyw nie posiada mocowania filtrowego. Teoretycznie dyskwalifikuje to Nikkora w wielu dziedzinach fotografii, zwłaszcza fotografii krajobrazowej. Na szczęście kilku producentów stworzyło holdery i filtry do niego, jednak ich cena może przyprawić o zawał serca. Wybór rodzajów filtrów też jest bardzo ograniczony, warto mieć to na uwadze decydując się na to szkło.
Autofocus to bardzo mocna strona tego obiektywu. Cichy i szybki silnik SWM trafia bez pudła w niemal każdych warunkach. Dzięki krótkim ogniskowym, głębia ostrości jest tak duża, że ewentualne problemy back- i frontfocusa ciężko jest wyłapać. Nikkor świetnie pracuje zarówno w trybie pojedynczych zdjęć (AF-S) jak i w trybie śledzenia obiektu (AF-C).
Obiektyw jest uszczelniony, można więc pracować nim w trudnych warunkach pogodowych. Nie mieliśmy okazji pracować z nim w tropikach, ale w górach i na dalekiej północy, albo na mrozie spisywał się bez problemu.
Optyka
Szkła UWA to dość skomplikowane narzędzia. Tak samo jest w tym wypadku. Nikkor 14-24/2.8G posiada 14 elementów optycznych znajdujących się w 11 grupach. Dwa szkła ED pozwalają w różny sposób załamywać promienie światła o różnej długości fali, przez co unika się niepożądanych efektów jak aberracja chromatyczna (niebiesko-czerwone obwódki na kontrastowych krawędziach). 3 soczewki asferyczne umożliwiają uzyskanie ostrego obrazu w całym kadrze, dzięki redukcji zjawiska aberracji sferycznej (mglista otoczka na ostrych krawędziach). 1 soczewka została wyposażona w powłoki nanokrystaliczne, likwidujące odblaski i dające bardziej kontrastowy obraz w trudnych warunkach oświetleniowych. Jednak praca pod światło jest wyjątkowo bolesną piętą achillesową Nikkora. Bardzo łatwo złapać paskudne flary i odblaski, które ciężko później usunąć w postprocessingu. Pole widzenia to 114.2° - 84°. Minimalna odległość ostrzenia to 28 cm. Posiada też 9 listkową przysłonę.
Obiektyw jest ostry już od pełnej dziury, zarówno w centrum kadru jak i na jego brzegach. Jest to dość ważna rzecz, bo z reguły szkła UWA nie zachwycają osiągami z dala od środka zdjęcia. Kolejna sprawa to doskonała korekcja zniekształceń, zwłaszcza dystorsji beczkowatej. Najczęściej szerokie kąty uwydatniają obiekty w centrum, powodując, że nie wyglądają one naturalnie. Nikkor 14-24 wykazuje dystorsję na poziomie 2% dla 14 mm, aż do zaledwie 0,1% dla 24 mm. Powoduje to, że obiektyw może być świetnym wyborem dla fotografujących architekturę.
Użytkowanie
Obiektyw, choć wydaje się być pozornie dość wyspecjalizowanym, reporterskim szkłem, dobrze sprawdza się też w innych dziedzinach. Jego szybki i pewny autofocus, perfekcyjna wręcz ostrość powodują, że ciężko znaleźć dla niego zastępcę. Można oczywiście kombinować z kilkoma obiektywami stałoogniskowymi (np. Samyang 14/2.8, Nikkor 20/1.8G, Nikkor 24/1.4 itp.), jednak kosztem jasności zyskujemy wygodę zooma w jednym szkle. No i ostatecznie wydamy mniej pieniędzy
Fotografując trzeba zwracać szczególną uwagę na kadr. Nieraz łapały się w niego, w sposób niezamierzony, nasze nogi lub cień. Kłopotliwe to bywa w aparatach bez pełnego pokrycia kadru w wizjerze, jak choćby nasz D700.
Ciężko znaleźć w tym obiektywie wady, jeśli wie się do jakiego celu został on stworzony. Dla kogoś, kto chce korzystać z niego uniwersalnie największą będzie zapewne problem z filtrami. I o tym problemie warto napisać kilka słów.
Obecnie przynajmniej czterech niezależnych producentów oferuje filtry do tego obiektywu. Są to: Lee SW-150, Cokin X-Pro,, Hitech Lucroit, Nisi 150.
Zakup samego holdera i adaptera (zwłaszcza oryginalny Lee i Cokin) to koszt kilkuset złotych. Dalej dochodzi jeszcze zakup samych filtrów, których cena waha się od ok. 200 do ponad 700 zł! Za polaryzacyjny można zapłacić grubo ponad 1000 zł, na szczęście w fotografii krajobrazu szerokimi kątami rzadziej się z niego korzysta ze względu na nierównomierne polaryzowanie nieba. Można oczywiście próbować szukać zamienników i o ile sam holder nie będzie problemem, to nie warto kupować tanich, plastikowych filtrów. Sposób w jaki potrafią zdegradować obraz (utrata ostrości, zafarb, odblaski) powoduje, że sens wydanych na obiektyw pieniędzy, staje pod dużym znakiem zapytania. Jeśli już zainwestowaliśmy w filtry, musimy jakoś ogarnąć się z ich używaniem. Po zainstalowaniu holdera rozmiary obiektywu wzrastają w zastraszającym stopniu, no i zaczynamy się martwić o to, by nie porysować lub nie stłuc filtra (Lee robi je ze szkła – mniejsze ryzyko porysowania, większe stłuczenia. Cokin robi z żywic, a więc odwrotnie jak Lee). Jeśli chcemy na chwilę zmienić podpięte do aparatu szkło, ciężko schować gdzieś kobylaste 14-24 z holderem i filtrem. Montowanie i rozmontowanie całego zestawu zajmuje sporo czasu.
Duża, wypukła soczewka też czasem może przyprawić nas o szybsze bicie serca. Trzeba mieć baczenie, aby nie pobrudzić jej palcami i nie trafić w nią jakąś gałęzią czy żwirem lub kamieniami (robiąc np. reportaż sportowy).
Odblaski i flary to faktycznie poważny problem. Ciężko robić zdjęcie szkłem UWA tak, by nie znalazło się gdzieś w kadrze słońce. Warto mieć to na uwadze i rozważyć przy ewentualnym zakupie.
No i kwestia ceny. Jeśli nie trafi się na wyjątkową okazję, Nikkor 14-24/2.8G jest bardzo drogim instrumentem. Jednak jak ktoś, gdzieś, kiedyś napisał, ta konstrukcja to przykład gdy inżynierowie i konstruktorzy Nikona mieli więcej do powiedzenia niż księgowi. W tym wypadku płaci się za jakość i możliwości sprzętu o wyżyłowanych parametrach.
Podsumowanie
Cóż można napisać? Ten obiektyw to klasa sama w sobie, perfekcyjne narzędzie do fotografii reporterskiej. Ostrość, kontrasty, oddanie kolorów jest doskonałe, podobnie jak sprawność pracy autofocusa. Gdyby nie wspomniane mankamenty, byłoby to narzędzie idealne w każdej kategorii wykorzystania obiektywów szerokokątnych. Gdy wybieramy się tam, gdzie będzie potrzebne UWA, Nikkor zawsze ląduje w naszym plecaku.