Miało być o czymś innym. Jednak wczorajszy dzień, mówiąc delikatnie, dość mocno mnie wkurzył. Okazało się, że jedna z osób działających na forum, wykazała się niezwykle kiepską znajomością tytułowego tematu i "zapożyczyła" materiały mojego autorstwa do działalności komercyjnej. Gdy próbowałem wyegzekwować swoje prawa, zostałem oskarżony o szantaż (sic!) i "robienie z igły widły". W bezpośredniej rozmowie wyszło, że osoba ta nie ma najmniejszego pojęcia o tym, co tak naprawdę zrobiła (i chyba nadal pozostaje w tej błogiej nieświadomości). W jej wypadku postanowiłem sprawę puścić w niepamięć, ale od instytucji, która chciała zarobić na mojej pracy, będę ściągał pieniądze po dobroci lub z pomocą ZPAFu...
...ale czemu o tym piszę? Ta krótka rozmowa uświadomiła mi jak kiepska jest wiedza na temat tego prawa w społeczeństwie, w tym również wśród terrarystów. W dzisiejszych czasach każdy może być twórcą, warto więc wiedzieć, że prawa każdego mogą być łamane i jednocześnie sami możemy nieświadomie (lub świadomie) je łamać. We wpisie tym zamieszczę kilka zagadnień, które warto mieć w pamięci...
Przede wszystkim zdefiniujmy utwór/dzieło. Wg. definicji to: każdy przejaw działalności twórczej o indywidualnym charakterze, ustalony w jakiejkolwiek postaci, niezależnie od wartości, przeznaczenia i sposobu wyrażenia. Tak więc definicja jest bardzo szeroka i jej szczególnymi przypadkami nie będziemy się zajmowali. Utwór jest chroniony prawem autorskim, a to ostatnie jest regulowane odrębną ustawą z dnia 4 lutego 1994 r. Jest to dość rozbudowany tekst, którego nawet nie zamierzam w całości lub we fragmentach przytaczać. Ważne jest to, że wyróżniamy dwa rodzaje praw:
-prawa osobiste
-prawa majątkowe
Prawo osobiste jest niezbywalne. Ma je każdy autor swojego dzieła/utworu. Nie może ich przekazać innym, nigdy nie wygasają. Prawo to pozwala na powiązanie autora z jego twórczością. Tak więc oglądając obraz "Słoneczniki" Van Gogha, wiemy że są jego dziełem, bo każda reprodukcja, wystawa, prezentacja, musi informować o autorze dzieła. To samo tyczy się książek i cytatów, utworów muzycznych itp. itd. Co ciekawe to prawo bywa nagminnie łamane, ale o tym później.
Prawa majątkowe są troszkę inne. Zakładają, że autor ma prawo korzystać zarobkowo ze swego dzieła. Prawa te można zbyć na rzecz innych osób/instytucji, ale wymaga to umowy. Te prawa wygasają w 70 lat po śmierci twórcy, a ustalono właśnie ze względu na nagminne naruszanie praw twórców i nadal jest ono najczęściej łamane.
Jeśli zdarzyło się Tobie umieścić w ofercie allegro lub na witrynie komercyjnej zdjęcie "zapożyczone", "znalezione" w sieci, właśnie dokonałeś/-łaś kradzieży i słowa w cudzysłowie są zwykłymi eufemizmami. Aby zrozumieć ten mechanizm postawmy się w miejscu autora, i tu podam przykład ze swojego podwórka. Zdjęcia które oglądacie wymagają sporo poświęceń. Samo zdjęcie rzadko przekazuje historię, która rozgrywa się za nim, a bywa że jest ona znacząca lub dość zawiła.
Przed naciśnięciem spustu migawki autor musi posiadać sprzęt, nierzadko wart duże pieniądze. Aparaty, obiektywy, lampy, karty pamięci, pierścienie pośrednie, mieszki, dyfuzory, statywy, okablowanie, akumulatory... i kupa innych akcesoriów. Czasami ta kwota ma więcej niż trzy zera, a jakoś te pieniądze trzeba było najpierw zarobić. Potrzebny jest też komputer i oprogramowanie - kolejna kupa kasy. Twórca musi też poświęcić swój czas (wyjazd w plener, przygotowanie sesji, zrobienie zdjęć, obróbka itp.), a czas to też pieniądz. Bywa, że jedno ujęcie to 3 lata jeżdżenia w jedno miejsce i długie godziny spędzone w terenie.Tak więc fotografowanie to spora inwestycja, bywa że deficytowa, czasem przypłacana zdrowiem. Nie powiem ile wyrzeczeń wymagało i nadal wymaga ode mnie i żony, aby móc te inwestycje realizować. Moment w którym sprzęt zaczyna się amortyzować z zarobków jest fajny, ale potrzeba było na to sporo czasu. Podobnie wyjazdy w plenery. Gdyby nie pomoc finansowa, wiele projektów nigdy nie zostałoby zrealizowanych.
Osoba, która bierze sobie takie zdjęcie wysila się niezwykle mocno. Ctrl+C i Ctrl+V, czyli kopiuj-wklej. Pracochłonne zajęcie, wymagające ogromnych nakładów finansowych i czasu. Zdjęcie ląduje jako ilustracja oferty, komercyjnej strony WWW i po sprawie. Czy widzicie tu jakąś dysproporcję? Złodziej, zwłaszcza taki, który nie ma najmniejszego pojęcia o fotografii, nawet nie zdaje sobie sprawy ile tak naprawdę jest warte każde zdjęcie.
W powszechnej świadomości materiał chroniony jest prawem autorskim, gdy widnieje na nim znaczek copyright ©. W domyśle, jeśli znaczka nie ma, to można sobie ze zdjęciem robić co tylko dusza zapragnie. Błąd! Od 1994 r. każdy utwór jest chroniony, czy ma znaczek copyright, czy nie. Tak więc pieczołowite wycinanie znaków wodnych i podpisów ze zdjęcia jest tylko dowodem na świadomą kradzież, a w żaden sposób nie chroni złodzieja przed karą. Wycinając podpis, łamiemy dodatkowo osobiste prawo autorskie, pozbawiając dzieła informacji o twórcy. To już podchodzi pod plagiat, zwłaszcza jeśli materiał, bez stosownej informacji, ląduje jako element naszej pracy (choćby wspomnianej strony WWW).
Niestety znajduję w sieci swoje zdjęcia z pieczołowicie powycinanymi podpisami, lądujące w bardzo różnych miejscach, czasami modyfikowane, bywa, że w dziwaczny sposób, który bardziej je oszpeca niż "poprawia". Takie "bezdomne" zdjęcia jeszcze chętniej są "pożyczane" przez złodziei i wszystko toczy się dalej jak śniegowa kula...
Podsumowując, jakie ma to konsekwencje i czemu to służy?
-Przede wszystkim warto wiedzieć, że chcąc wykorzystać w dowolny sposób jakiś znaleziony w sieci materiał, obowiązkiem takiej osoby jest dotrzeć do autora by uzyskać jego zgodę i by mieć pełne dane autora.
-Jeśli użycie materiału ma mieć charakter komercyjny: czy to strona WWW sklepu internetowego, jakiejś oferty edukacyjnej itp. to bezwzględnie należy mieć zgodę twórcy i ew. odkupić od niego licencję na wykorzystanie zdjęć, tekstu itp.
-Czasami zdjęcia oznaczone są znaczkiem CC (Creative Commons), autor informuje nim, że pozwala na ograniczone (lub całkowite) użycie, czasem również do celów komercyjnych, pod określonymi warunkami. Najczęściej wystarczy informacja o autorze i źródło jego strony/obrazka.
-Konsekwencją jest narażenie się na spore koszty. Nawet 10 krotna standardowa stawka za zdjęcie + ew. koszty sądowe. Jeśli autor jest rozchwytywany i sporo sobie liczy za zdjęcia, robi się z tego spora kwota.
A w kwestii praktycznej. W dobie upowszechnienia aparatów cyfrowych i internetu, niemal każdy stał się twórcą i jednocześnie sam stał się potencjalnym celem złodzieja. Warto wiedzieć, że każdy ma prawo do powiązania jego dzieła z jego nazwiskiem i ew. do uzyskiwania korzyści majątkowych z produktów swojej twórczości. Biorąc sobie czyjeś zdjęcia nie okradasz "bezosobowego" ZAiKSu czy jakiejś "złodziejskiej" korporacji producenckiej, czym lubią się chlubić piraci. Okradasz najczęściej bezpośrednio twórcę, a jednocześnie państwo (ja np. od każdej umowy odprowadzam podatki). Gdy tego rodzaju sytuacje stają się coraz częstsze, powoli dochodzę do wniosku, że albo będę zmuszony walić ogromny znak wodny na środku foty (co znacznie zdegraduje jej odbiór), albo w końcu zapiszę się do ZPAFu i zacznę gonić firmy, które w bezczelny sposób pozwalają sobie na kradzież i nic sobie z tego nie robią. Niby szkoda na to nerwów, ale gdy włożyło się w coś ogromne środki, a inni żerują na tym za darmo... to chyba coś jest nie fair?
PS. Róbcie zdjęcia w negatywach cyfrowych (RAWach), przy ewentualnym zatargu macie bezsporny dowód co do prawa własności i autorstwa zdjęcia.
...ale czemu o tym piszę? Ta krótka rozmowa uświadomiła mi jak kiepska jest wiedza na temat tego prawa w społeczeństwie, w tym również wśród terrarystów. W dzisiejszych czasach każdy może być twórcą, warto więc wiedzieć, że prawa każdego mogą być łamane i jednocześnie sami możemy nieświadomie (lub świadomie) je łamać. We wpisie tym zamieszczę kilka zagadnień, które warto mieć w pamięci...
Przede wszystkim zdefiniujmy utwór/dzieło. Wg. definicji to: każdy przejaw działalności twórczej o indywidualnym charakterze, ustalony w jakiejkolwiek postaci, niezależnie od wartości, przeznaczenia i sposobu wyrażenia. Tak więc definicja jest bardzo szeroka i jej szczególnymi przypadkami nie będziemy się zajmowali. Utwór jest chroniony prawem autorskim, a to ostatnie jest regulowane odrębną ustawą z dnia 4 lutego 1994 r. Jest to dość rozbudowany tekst, którego nawet nie zamierzam w całości lub we fragmentach przytaczać. Ważne jest to, że wyróżniamy dwa rodzaje praw:
-prawa osobiste
-prawa majątkowe
Prawo osobiste jest niezbywalne. Ma je każdy autor swojego dzieła/utworu. Nie może ich przekazać innym, nigdy nie wygasają. Prawo to pozwala na powiązanie autora z jego twórczością. Tak więc oglądając obraz "Słoneczniki" Van Gogha, wiemy że są jego dziełem, bo każda reprodukcja, wystawa, prezentacja, musi informować o autorze dzieła. To samo tyczy się książek i cytatów, utworów muzycznych itp. itd. Co ciekawe to prawo bywa nagminnie łamane, ale o tym później.
Prawa majątkowe są troszkę inne. Zakładają, że autor ma prawo korzystać zarobkowo ze swego dzieła. Prawa te można zbyć na rzecz innych osób/instytucji, ale wymaga to umowy. Te prawa wygasają w 70 lat po śmierci twórcy, a ustalono właśnie ze względu na nagminne naruszanie praw twórców i nadal jest ono najczęściej łamane.
Jeśli zdarzyło się Tobie umieścić w ofercie allegro lub na witrynie komercyjnej zdjęcie "zapożyczone", "znalezione" w sieci, właśnie dokonałeś/-łaś kradzieży i słowa w cudzysłowie są zwykłymi eufemizmami. Aby zrozumieć ten mechanizm postawmy się w miejscu autora, i tu podam przykład ze swojego podwórka. Zdjęcia które oglądacie wymagają sporo poświęceń. Samo zdjęcie rzadko przekazuje historię, która rozgrywa się za nim, a bywa że jest ona znacząca lub dość zawiła.
Przed naciśnięciem spustu migawki autor musi posiadać sprzęt, nierzadko wart duże pieniądze. Aparaty, obiektywy, lampy, karty pamięci, pierścienie pośrednie, mieszki, dyfuzory, statywy, okablowanie, akumulatory... i kupa innych akcesoriów. Czasami ta kwota ma więcej niż trzy zera, a jakoś te pieniądze trzeba było najpierw zarobić. Potrzebny jest też komputer i oprogramowanie - kolejna kupa kasy. Twórca musi też poświęcić swój czas (wyjazd w plener, przygotowanie sesji, zrobienie zdjęć, obróbka itp.), a czas to też pieniądz. Bywa, że jedno ujęcie to 3 lata jeżdżenia w jedno miejsce i długie godziny spędzone w terenie.Tak więc fotografowanie to spora inwestycja, bywa że deficytowa, czasem przypłacana zdrowiem. Nie powiem ile wyrzeczeń wymagało i nadal wymaga ode mnie i żony, aby móc te inwestycje realizować. Moment w którym sprzęt zaczyna się amortyzować z zarobków jest fajny, ale potrzeba było na to sporo czasu. Podobnie wyjazdy w plenery. Gdyby nie pomoc finansowa, wiele projektów nigdy nie zostałoby zrealizowanych.
Osoba, która bierze sobie takie zdjęcie wysila się niezwykle mocno. Ctrl+C i Ctrl+V, czyli kopiuj-wklej. Pracochłonne zajęcie, wymagające ogromnych nakładów finansowych i czasu. Zdjęcie ląduje jako ilustracja oferty, komercyjnej strony WWW i po sprawie. Czy widzicie tu jakąś dysproporcję? Złodziej, zwłaszcza taki, który nie ma najmniejszego pojęcia o fotografii, nawet nie zdaje sobie sprawy ile tak naprawdę jest warte każde zdjęcie.
W powszechnej świadomości materiał chroniony jest prawem autorskim, gdy widnieje na nim znaczek copyright ©. W domyśle, jeśli znaczka nie ma, to można sobie ze zdjęciem robić co tylko dusza zapragnie. Błąd! Od 1994 r. każdy utwór jest chroniony, czy ma znaczek copyright, czy nie. Tak więc pieczołowite wycinanie znaków wodnych i podpisów ze zdjęcia jest tylko dowodem na świadomą kradzież, a w żaden sposób nie chroni złodzieja przed karą. Wycinając podpis, łamiemy dodatkowo osobiste prawo autorskie, pozbawiając dzieła informacji o twórcy. To już podchodzi pod plagiat, zwłaszcza jeśli materiał, bez stosownej informacji, ląduje jako element naszej pracy (choćby wspomnianej strony WWW).
Niestety znajduję w sieci swoje zdjęcia z pieczołowicie powycinanymi podpisami, lądujące w bardzo różnych miejscach, czasami modyfikowane, bywa, że w dziwaczny sposób, który bardziej je oszpeca niż "poprawia". Takie "bezdomne" zdjęcia jeszcze chętniej są "pożyczane" przez złodziei i wszystko toczy się dalej jak śniegowa kula...
Podsumowując, jakie ma to konsekwencje i czemu to służy?
-Przede wszystkim warto wiedzieć, że chcąc wykorzystać w dowolny sposób jakiś znaleziony w sieci materiał, obowiązkiem takiej osoby jest dotrzeć do autora by uzyskać jego zgodę i by mieć pełne dane autora.
-Jeśli użycie materiału ma mieć charakter komercyjny: czy to strona WWW sklepu internetowego, jakiejś oferty edukacyjnej itp. to bezwzględnie należy mieć zgodę twórcy i ew. odkupić od niego licencję na wykorzystanie zdjęć, tekstu itp.
-Czasami zdjęcia oznaczone są znaczkiem CC (Creative Commons), autor informuje nim, że pozwala na ograniczone (lub całkowite) użycie, czasem również do celów komercyjnych, pod określonymi warunkami. Najczęściej wystarczy informacja o autorze i źródło jego strony/obrazka.
-Konsekwencją jest narażenie się na spore koszty. Nawet 10 krotna standardowa stawka za zdjęcie + ew. koszty sądowe. Jeśli autor jest rozchwytywany i sporo sobie liczy za zdjęcia, robi się z tego spora kwota.
A w kwestii praktycznej. W dobie upowszechnienia aparatów cyfrowych i internetu, niemal każdy stał się twórcą i jednocześnie sam stał się potencjalnym celem złodzieja. Warto wiedzieć, że każdy ma prawo do powiązania jego dzieła z jego nazwiskiem i ew. do uzyskiwania korzyści majątkowych z produktów swojej twórczości. Biorąc sobie czyjeś zdjęcia nie okradasz "bezosobowego" ZAiKSu czy jakiejś "złodziejskiej" korporacji producenckiej, czym lubią się chlubić piraci. Okradasz najczęściej bezpośrednio twórcę, a jednocześnie państwo (ja np. od każdej umowy odprowadzam podatki). Gdy tego rodzaju sytuacje stają się coraz częstsze, powoli dochodzę do wniosku, że albo będę zmuszony walić ogromny znak wodny na środku foty (co znacznie zdegraduje jej odbiór), albo w końcu zapiszę się do ZPAFu i zacznę gonić firmy, które w bezczelny sposób pozwalają sobie na kradzież i nic sobie z tego nie robią. Niby szkoda na to nerwów, ale gdy włożyło się w coś ogromne środki, a inni żerują na tym za darmo... to chyba coś jest nie fair?
PS. Róbcie zdjęcia w negatywach cyfrowych (RAWach), przy ewentualnym zatargu macie bezsporny dowód co do prawa własności i autorstwa zdjęcia.
A przecież wystaczy napisać maila, albo zadzwonić... autorzy, bywa, że nawet ci bardziej znani, bardzo często zgadzają się bez najmniejszych problemów.