Witajcie. Wczoraj rano zauważyłem, że moja braszka L7 leżała trochę na boku przy ścianie terrarium. Wiedziałem, że zaraz będzie linieć bo już od dwóch tygodni wykazywała takie symptomy. Pojechałem do pracy, a kiedy po ponad 8 godzinach wróciłem, okazało się że ptasznik nie wyliniał. Leżał na brzuchu z wygiętymi odnóżami ku górze. Zauważyłem, że wyszedł trochę z karapasku. Zwiększyłem wilgotność i wyszedłem na kilka godzin. Po powrocie w nocy sytuacja ptasznika nie uległa zmianie, jedynie jeszcze bardziej wygiął odnóża ku górze. Kiedy wstałem dzisiaj rano, jest nadal tak samo. Ptasznik na pewno żyje, bo sam się porusza, ale nie zmienia pozycji i nie kontynuuje wylinki. Czy zdarzają się takie sytuacje u ptaszników i wylinieje on po prostu trochę później? A może zaklinował się na dobre i jego los jest przesądzony? Nie wiem już co robić, bo minęła doba odkąd ptasznik zaczął linieć. Czytałem coś o zdejmowaniu wylinki z ptasznika, ale moja braszka nie wyszła nawet w jednej trzeciej ze starej wylinki. Jedynie trochę karapaksem. Zresztą wolę jej nie dotykać. Jedyna ingerencja w pojemnik to było popryskanie torfu żeby zwiększyć wilgotność.
Pająk tak wygląda od nocy: