Witam wszystkich. Nie wiem czy napisałam post w dobrym temacie, jeśli nie to proszę o usunięcie lub przeklejenie. Pewnie zaraz ktoś mi powie że robię z igły widły, ale ta sprawa zaczyna mnie już naprawdę cholernie irytować. Chodzi o sklep zoologiczny w moim mieście. Teraz pewnie ktoś napisze, że wszystkie takie są, ale właśnie chcę coś z tym zrobić.. Owszem, może i walka z wiatrakami.. Ale Don Kichot też próbował i w sumie nic mu się poważnego nie stało. Chodzę tam co jakiś czas, tylko kiedy muszę kupić zapas karmówki dla moich zwierzaków, ale przeważnie unikam tych sklepów jak ognia. Pomijając już zerowe doświadczenie właściciela.. Który jak tylko widzi mnie wchodzącą do sklepu zaraz ucieka na zaplecze bojąc się kolejnych podchwytliwych pytań sprawdzających jego wiedzę na temat jakiegoś zwierzaka.
Ostatnio w terrarium z suchym piaskiem terrarystycznym i mnóstwem martwych rozkładających się robaków widziałam Brachypelmę, prawdopodobnie albopilosum.. Jednak była tak wyczesana, w dodatku zaprzyjaźniona z lokatorami zamieszkałymi na jej ciele, z lekko jeszcze podkurczanymi już odnóżami, że ciężko było się jej przyjrzeć. Na terrarium podpisana jako "Ptasznik". Zapytałam sprzedawczynię (bo właściciel tradycyjnie uciekł) jaki jest to gatunek pająka i czy wie jakiej płci jest (cena 120 zł to w końcu nie tak mała suma..) odpowiedziała że to ptasznik. Po prostu ptasznik jak każdy inny.. Ręce mi opadły. Jakiś czas później już go nie było. Nie wiem czy biedak już padł czy sprzedawca wcisnął go jakiemuś dziecku, które za tydzień będzie płakało dlaczego pajączek zdechł, skoro był przecież "nowy". Jakiś czas później widziałam pół łysego kanarka. I to nie z powodu pierzenia, bo sama takiego posiadam i mój strupów od krwi nie ma. Jeszcze później musiałam zwrócić uwagę pai sprzedawczyni żeby wyciągnęła zdechłą rybkę która w połowie była już obżarta przez inne, bo straszy dzieci.. Takich przykładów mogłabym wymieniać naprawdę wiele, m.in. poparzony eublefar lamparci przez zepsuty kamień grzewczy czy poparzony kameleon lamparci i inne... Czy jest jakiś sposób, żeby ich "zmusić" do poprawy warunków życia tych zwierząt? Naprawdę mi ich szkoda... Nie wiem czy policja lub straż miejska tam coś zdziała.. Albo jakaś fundacja dla zwierząt? Próbować? Dodam, że mieszkam w małym miasteczku, gdzie każdy każdego zna i nie wiem czy warto robić awanturę, żeby potem ludzie mnie wytykali palcami na ulicy
Przepraszam za tak długi post, żeby Wam skrócić męki czytania pogrubiłam najistotniejsze informacje .
Pozdrawiam,
Vivi.