O to to.
W życiu niektórych pajęczarzy następuje po prostu taki moment, że zamawiają sobie jakiegoś OW i po prostu staje się ich zwierzątkiem. I to bez zbędnych ceregieli - ot tak po prostu.
Niektórzy nie sprawią sobie takiego nigdy i pozostaną przy puchatych, poczciwych Caribenach, Braszkach itp.
A ktoś inny dostanie malutkiego murinuska jako gratis, bo tańsze to, niż worek cebuli. Tak było w moim wypadku.
Jeśli ktoś się pyta na forum, czy sobie poradzi, to moim zdaniem, forma przejściowa, pomiędzy kędziorem a P. muticus jest wskazana, bo takiej osobie zwyczajnie brakuje pewności siebie. Grunt, żeby samemu jej nabyć, nie bać się sprzątnąć zwierzakowi, bo go żywcem roztocza zjedzą. Nie bać się zorganizować mu przeprowadzki, gdy terrarium będzie za małe, itp. To główny zainteresowany ma wiedzieć, że sobie poradzi, być pewnym decyzji. Taki moment po prostu przychodzi sam. U jednych szybciej, u innych później, u niektórych nigdy.
Taka forma przejściowa jest wskazana, ale czy konieczna? Przydaje się głównie do tego, by hodowca zrozumiał, co to znaczy przestraszony ptasznik. Natomiast czy doświadczenie z Psalmopoeus pomoże z przeprowadzką C. lividus do nowego terrarium? Hodowałem jedno i drugie na raz i jednak były to inne doświadczenia .
Czynników może być w sumie więcej. Brak warunków mieszkaniowych, małe dzieci, przygłupawe rodzeństwo, można tak wymieniać.
U mnie jest obecnie ciekawa sprawa, bo dopiero za 2 miesiące będę mógł kupić pierwszego - po przerwie - OW. Będzie to właśnie Ceratogyrus, tylko jeszcze nie wiem, który mi się najbardziej podoba. A jest tak dlatego, że obecnie zdarza mi się czasem prosić kogoś o pomoc przy zwierzakach. A w przypadku OW mam jasną zasadę: zajmuję się tylko i wyłącznie ja. Koniec, kropka . OW będą miały swoje własne pomieszczenie, gdzie nikt niczego nie trąci łokciem, tak więc na dzień dzisiejszy, ja sam paradoksalnie nie jestem gotowy na hodowlę takich zwierząt, mimo że w przeszłości hodowałem niemalże tylko takie .