Trochę się różnimy jak widać, w istocie.
Zacznijmy od tego, że nie żywię do srok żadnej szczególnej niechęci.
Podobnie jak jest z norką, zwierzę w niewoli a zwierzę na wolności to niestety dwie różne sprawy.
Nie próbujmy nawet zaprzeczać, że sroka jest masowym szkodnikiem, na masową skalę przetrzebia drobną faunę.
Nigdy nie twierdziłam że z norką nie jest podobnie, bo chociażby do naszej dorosłej nie oswojonej samicy nie da się podejść bez rękawic spawalniczych. Dzikie są rzeczywiście maszynkami do zabijania, nigdy temu nie zaprzeczałam i nie zamierzam. Każde zawleczone na inny kontynent zwierzę jest ogromnym problemem.
Nie rozumiem jedynie tej zajadłości w bronieniu srok, bo jak na zwierzęce standardy są to "bandyci" i tyle. Ja lisów ani norek nie bronię.
I błagam, nie próbujmy zwalać wszystkiego na to całe "bronienie terytorium i piskląt" bo prawdą to nie jest. Sroki zapuszczają się znacznie dalej poza swoje "tereny" i nawet gdy piskląt nie mają, zbierają się w bandy i atakują inne zwierzęta.
Złośliwość i wredność jak i chęć czystego mordu bez głodu czy obrony terytorium jak najbardziej istnieje w świecie zwierzęcym.
Nie twierdzę że występuje to akurat u srok, ale istnieje jak najbardziej i to w postaci często szokującej i zwalającej z nóg naukowców.
Powstały na ten temat liczne, zresztą bardzo interesujące filmy dokumentalne. Także z tą jak to nazwałaś "porażką" to bym się troszkę wstrzymała i doedukowała zanim zacznę obrażać innych ludzi.
Wszystko co się dzieje, jest mniej lub więcej winą ludzi i temu też nie przeczę, wręcz przeciwnie.
Kurczęta lub króliki hodowane przez nas są niczym innym jak łatwym pożywieniem dla drapieżników, nie umieją się bronić, nie mają gdzie uciec, jednak wybacz, trudno jest kochać sroczki które masowo napadają twoje mini gospodarstwo i w chwili gdy wychodzisz, widzisz podrygującego w ostatnich kurczowych spazmach kurczaka z rozwaloną głową - którego taka sroka nawet często nie próbuje pożreć, tylko leży godzinami nie ruszony trup, jak to wyjaśnisz? -, lub swojego kota z raną na czole.
Gdyby twojemu ukochanemu kotu sroki oczy wydziobały, pokiwałabyś głową z uśmiechem, no bo przecież to taki mądry, kochany ptak, a kota po prostu uważa za zagrożenie? Logika to jedno, uczucia to druga sprawa i jedno wchodzi z drugim w konflikt.
Jak powiedziałam - jest tego po prostu ZA DUŻO. I temu chyba nikt z nas nie będzie tak uparty i zacięty, by zaprzeczyć. Ofiar jest za mało, lub w co niektórych miejscach w ogóle ich nie ma, więc sroki są zmuszone polować na zwierzęta na które normalnie by nie polowały. Lub "kraść".
I zwyczajnie wkurza mnie, że nie dość że polskie państwo nic z tym nie zrobi, a zajmuje się innymi mniej istotnymi sprawami, to jeszcze zwierzę występujące w tej chwili w tak potwornej ilości i będące takim zagrożeniem dla małych zwierząt obejmuje ŚCISŁĄ OCHRONĄ. I nikt mi nie wmówi, że takie zachowanie ma sens. Wiele innych państw prowadzi kontrolę liczebności tego jak to nazwali "ptaka z Piekła", tylko u nas się to ignoruje kompletnie.
Nie twierdzę, że należy wytępić sroki co do jednej sztuki, bo to podłe, durne ptaszyska. Twierdzę, że populację należałoby jedynie mocno przetrzebić i to nie dla dobra ludzi i ich inwentarza, ale fauny krajowej.
Chyba większość z nas wie, co się dzieje gdy liczebność drapieżników przewyższy lub zrówna się z liczbą ich ofiar.
Niestety. Człowiek wlazł z buciorami w naturę, to i teraz trzeba takie sprawy jakoś rozwiązywać. U nas w całej okolicy ostała się jedna parka kosów i jedna parka szpaków. Nie ma już ani sikor, ani innych drobnych ptaków, czasem jedynie się pokazują. Są za to sroki i sójki i kilka par wron, a co zjawia się w okolicy, jest zadziobywane. Trudno w takiej sytuacji kochać i wielbić te ptaki i podziwiać je za to, jakie to są cudowne i mądre.
Co kraj to obyczaj - u nas kruków jest mało, większość Polaków kruka widziała jedynie na obrazku, za granicą można w wielu miejscach spotkać go w ilości po kilka tysięcy na raz.
Są gigantyczne śmieciowiska i są ptaki które ich zwyczajnie nawet nie opuszczają - tam żyją tysiącami albo i dziesiątkami tysięcy, tam się masowo rozmnażają, bo żarcia mają W BRÓD. I dziwić się potem, że tyle tego jest i że na jedną parkę kosów czy sikor przypadają trzy pary srok czy sójek.
Po raz kolejny - nie jest to winą zwierzęcia, że się dostosowuje i próbuje przetrwać, jednak ignorancja rządu który zamiast tego zajmuje się kontrolą populacji lisów zwala mnie z nóg.
Nie rozumiem zwyczajnie krajowej sytuacji - lisów ilość jak najbardziej się kontroluje, bo zajączki zabijają, do lisa można strzelać, podczas gdy sroki obejmuje się ochroną i nie można jednego piórka na nich tknąć, a nie muszę chyba uświadamiać nikogo, że sroka jest równym zagrożeniem dla małego zajączka, co lis, jeśli nie większym.
Dodam, że populacja lisa nie może nawet równać się populacji sroki.
Konieczna jest regulacja populacji lisa i o tym się trąbi - a o srokach cisza? Błagam... Ręce opadają. Za chwilę zaczniemy bronić szczurów i twierdzić, że nie są plagą i zagrożeniem.
I jeśli powiesz mi, że według ciebie sprawa ze srokami/sójkami i ich liczebnością jest ok, no to więcej argumentów nie mam...
Pozdrawiam.