Skocz do zawartości

Wesprzyj serwis, wyłącz reklamy  
1 raz na nowej odsłonie? | Problemy z zalogowaniem?


ciekawa.swiata

Użytkownik od 15 lip 2008
W tej chwili Niedostępny
Ostatnio aktywny kwi 02 2009 19:16

Moje tematy

Zaczerwieniona skóra u czerwonolicej.

28 sierpnia 2008 - 09:42

Witam!
Jak do tej pory wszystko było z moim Durszlakiem (blisko 2 miesiące temu została pogryziona przez psa) w porządku, jednak wczoraj wzięłam ją sobie przed kąpielą na kontrolny "przegląd" i zauważyłam coś niepokojącego. Mianowicie skóra przy pupce, w miejscu gdzie ciałko łączy się jaśniejszą tkanką z plastronem, w okolicach odbytu, oraz w miejscach gdzie owa jasna skórka wyłazi spod skorupki (pod paszkami :P ) zauważyłam wyraźnie zaczerwienienie, nie jest to krwisty rumieniec, ale skóra jest tam niepokojąco zaróżowiona. Czy spotkaliście się już kiedyś z czymś podobnym? Jeśli tak, to czego może być to objaw?
Niedawno Durszlak zrzucał skórę i już właściwie chyba ten proces się skończył, chociaż po kąpieli drobne farfocle jeszcze pływają po powierzchni wody. Czy może to być związane z tym zjawiskiem?

P.S. przypomnę, że żółw większość czasu przebywa poza wodą, ale ma kuwetkę malarską z odrobiną wody (tak, aby mogła zanurzyć głowę i się napić) w terrarium. Możliwe więc, że to z przesuszenia?

Pozdrawiam

Ospała czerwonolica

05 sierpnia 2008 - 22:12

Witam!
Piszę, bo niepokoi mnie zachowanie mojej chorej (https://www.terrarium.pl/forum/viewtopic.php?topic_view=threads&p=949726&t=288346) żółwicy. Jeszcze niedawno pisałam, że ma się świetnie i jest bardzo ruchliwa... no właśnie, ten jeden szczegół uległ zmianie. Od dwóch dni obserwuję dziwne zachowanie, zawsze kiedy żółwica się wygrzewała miała wyciągnięte w stronę źródła światła kończyny oraz głowę. Od dwóch dni żółwica zrobiła się ospała. Kiedy wstaję rano i do niej zaglądam żeby włączyć lampki, ona jeszcze śpi. Kiedy włączę lampki leży bezpośrednio pod nimi lub w pobliżu, ale głowę ma zazwyczaj położoną na podłożu, z zamkniętymi oczami, przednie łapki schowane i tylko czasem jedna tylna wyciągnięta. Martwi mnie to bardzo, ponieważ kiedy się rozbudza z trudem otwiera oczy (dopiero po chwili) a jej reakcja jest opóźniona, dopiero kiedy zbliżam do niej rękę. Nie wiem czy może to być związane ze zmianą diety (na owoce morza) pisałam w osobnym wątku, że miała po nich rozwolnienie, zrobiłam jej więc dwa dni głodówki i dzisiaj znów dostała porcję morskich żyjątek. Jednak nie sądzę, aby była to bezpośrednia przyczyna, ponieważ pozostałe dwa żółwie również dostają ten sam pokarm i mają się świetnie (wygrzewają się całymi dniami). Nie wiem, czy takie zachowanie jest powodem do niepokoju, jednak wolę pozostać czujna ze względu na jej niedawne przejścia.
Nie jest to raczej zapalenie płuc (czego obawiałam się najbardziej) Dzisiaj sprawdzałam czy aby na pewno w którymś z płuc nie zbiera jej się wydzielina (zmuszałam ją pod wodą do chowania kończyn, kiedy czuła moje dłonie blisko instynktownie nie wyciągała od razu odnóży ze skorupki i pozwalałam jej tak swobodnie w bezruchu opadać na dno) opadała równo, nie przechylając się zbytnio na żadną stronę. Innych niepokojących objawów nie zaobserwowałam, no może poza białym nalotem na pyszczku (zwłaszcza w okolicach oczu i szczęki), w szczelinach skorupy i na szyi, który wygląda trochę jak osadzony kamień, ale w tym przypadku niemal pewne jest, że winowajca to wapienny żółwik mieszkający w wodzie, w której ją kąpię. No i dziwne jest również to, że jej 'czerwone lico' jest już niemal niewidocznie, bardzo ściemniało i jakby straciło pigment. Poza tym je normalnie, temperatura otoczenia w dzień oscyluje wokół 30 stopni. Ma 18 cm długości karapaksu i waży 860 g. Od złożenia jaj minęło 21 dni.
Czy uważacie, że są to podstawy do zmartwień o jej stan zdrowia?

Pozdrawiam

Ku przestrodze - żółwica pogryziona przez psa.

02 sierpnia 2008 - 23:37

Witam serdecznie!
Żeby uniknąć nieporozumień oraz ostrzec innych opiekunów żółwi, opiszę tutaj nieprzyjemną historię, która przytrafiła się mi (a właściwie mojej żółwicy czerwonolicej) niecały miesiąc temu.
Mam w oczku wodnym trzy żółwie, dwie czerwonolice samice i jednego żółtolicego samca. Teoretycznie zarówno posesja, jak i zwierzątka na niej należą do moich rodziców. Żółwiki są przybłędami (oddali nam je ludzie, którzy kupili do swojego, dużo mniejszego zbiornika kilka sztuk i szybko okazało się, że jest tam dla nich za mało przestrzeni). Przygarnęliśmy je bez namysłu i tak zaczęły swoją, do pewnego momentu radosną, egzystencję w nowym miejscu. Muszę przyznać, że do niedawna nasza wiedza na temat owych gadzinek nie była imponująca, jednak poza błędami żywieniowymi (które ze względu na bogactwo fauny i flory wewnątrz zbiornika całe szczęście nie miały zgubnego wpływu na ich kondycję) żółwie żyją tam sobie naprawdę dobrze. Ale do rzeczy... nadmieniłam wcześniej, że ich egzystencja była radosna do pewnego pięknego niedzielnego poranka, kiedy to znalazłam jedną z żółwic na trawniku przed domem, z 6 dziurami w karapksie. Wyglądało to naprawdę bardzo źle, spośród tych 6 dziur, 2 były bardo poważnymi ranami. Jedna, zrobiona na wysokości lewego płuca właściwie je odsłaniała, druga, nieco niżej, była jak się okazało przebiciem na wylot (kieł zatrzymał się przy plastronie i całe szczęście go nie przebił). Cały czas sączyła się z niej krew, właściwie płynęła strużką. Jako że moja wiedza była znikoma, od razu zaczęłam szukać pomocy w internecie i wtedy trafiłam na forum żółwie.net. Forumowicze bardzo mi wtedy pomogli, za co im serdecznie dziękuję. Poradzili mi aby jak najszybciej odkazić rany, co też zrobiłam... krwawienie jednak nie ustawało więc zasypałam ranę obficie Dermatolem. To całe szczęście skutecznie zaczopowało krwawienie. Następnego dnia udałam się z żółwiem do doktora Tomasza Piaseckiego, który prześwietlił oraz opatrzył żółwicę i wtedy na jaw wyszło 8 jaj w jej wnętrzu. Durszlaczek (bo tak ją później nazwałam) najpierw przez tydzień pozostawała w opatrunku tymczasowym, aby później zostać dosłownie zaklejona opatrunkiem z żywicy epoksydowej. Pan dr bardzo jej pomógł i myślę, że jedynie jego fachowa opieka sprawiła, że Durszlak ma się coraz lepiej. Zasadniczym problemem (już po założeniu stałego opatrunku) było oczywiście złożenie jaj, jednak po zastrzyku z oksytocyny (okazał się konieczny) żółwica bezproblemowo złożyła wszystkie i teraz ma się już naprawdę coraz lepiej.
Ta cała historia oprócz charakteru informacyjnego, ma również charakter ostrzegawczy. Apeluję do wszystkich osób, które trzymają swoje żółwie w zbiornikach zewnętrznych ZABEZPIECZCIE JE JAK NAJLEPIEJ, żółwie to naprawdę bardzo bystre i silne gady, potrafią znaleźć słaby punkt nawet w najlepszym zabezpieczeniu... nie powtarzajcie proszę moich błędów, ponieważ nie zawsze wszystko kończy się dobrze.
Jeśli chodzi o warunki w jakich żyją żółwiki to jest to oczko o wymiarach około 12x10 metrów, głębokość waha się tam od 50 cm do 2 m w najgłębszym miejscu (żółwie również tam zimują). Co do brzegu, to został 'zabezpieczony' (tak nam się przynajmniej wówczas wydawało) podwyższeniem brzegów, zostały one wyłożone otoczakami co znacznie utrudniło wspinaczkę żółwiom, jednak jak widać na powyższym przykładzie, nie uniemożliwiło jej. Zabezpieczenie tego akwenu jest bardzo trudnym zadaniem, ponieważ zostało ono przystosowane do celów ozdobnych, nie do hodowli żółwi, w związku z czym odpada możliwość wkopania płotka czy ogrodzenia siatką. Jedynym wyjściem wydaje się podwyższenie brzegów jeszcze bardziej i dokładna obserwacja zachowania żółwic.
Rekonwalescentka przebywa obecnie pod moją opieką w domu, ma zapewnione zawsze świeże, wilgotne posłanko, kąpiele 2-3 razy dziennie, pyszne żarełko i lampki UVB oraz grzewczą. Mam nadzieję, że na następne lato już wróci do swoich żółwich przyjaciół zdrowa i silna.

Tym kończę swój 'referat', jeśli interesują kogoś bliższe szczegóły to część z nich znajdziecie w tym wątku
http://www.zolw.pl/forum/viewtopic.php?t=4102 o resztę możecie pytać tutaj. Jeśli chodzi o całą to sytuację, to już poniosłam konsekwencję, zdaję sobie sprawę ze swoich błędów i bardzo ich żałuję, w związku z tym reprymendy uważam za zbędne, już dostałam za swoje. Teraz mam nadzieję, że mój przykład uchroni kogoś przed podobną przygodą.

Załączam również kilka zdjęć na prośbę jednego z moderatorów :)

Dodany obrazekDurszlaczek w opatrunku tymczasowym

Dodany obrazekInne ujęcie

Dodany obrazekStały opatrunek

Dodany obrazekInne ujęcie

uff, tym akcentem kończę swój wywód :)

Pozdrawiam


Zaburzenia żołądkowe?

02 sierpnia 2008 - 20:15

Witam serdecznie!
Chciałabym prosić doświadczonych hodowców o radę. Chcąc urozmaicić dietę mojej chorej żółwicy czerwonolicej, podałam jej wczoraj mieszankę owoców morza (w jej skład wchodzą kalmary, ośmiorniczki, małże i krewetki). Kupiłam je nie w sklepie zoologicznym, a w markecie jako mrożone pożywienie dla człowieka, na opakowaniu podano, że nie zawierają konserwantów. Kiedy wstałam rano zastałam na jej posłaniu rzadką kupkę, zdarzało jej się już takie robić, więc pomyślałam, że to pewnie nic złego i postanowiłam ją troszkę przegłodzić, żeby wszystko wróciło do normy. Natomiast kiedy ją dzisiaj kąpałam, nie załatwiła się ponownie, a dodatkowo słyszałam kilka razy bulgotanie z jej brzuszka (zupełnie jak u ludzi w przypadku niestrawności).
Czy powinnam się tym martwić? Myślicie, że mógł jej zaszkodzić któryś ze składników mieszanki owoców morza? A może jej organizm musi się do tego pokarmu przyzwyczaić (nigdy wcześniej nie dostawała żadnego z tych składników z wyjątkiem krewetek)?.

Pozdrawiam

"Resocjalizacja" żółwi czerwonolicych.

17 lipca 2008 - 21:10

Witam!
Na wstępie chciałabym prosić o wyrozumiałość ponieważ jestem tu nowa, a swoją przygodę z żółwiami zaczęłam stosunkowo niedawno.
Chciałabym zapytać, jak Waszym zdaniem wyglądałaby sprawa zaadaptowania się około 8-10 letnich żółwi czerwonolicych, które całe życie spędziły w akwarium, do warunków panujących w oczku wodnym o pojemności 300 kubików i ewentualnego zimowania ich tam właśnie. Pytam, ponieważ posiadam już trzy żółwie i rozważam przygarnięcie kolejnych trzech, których właściciel chce się 'pozbyć' i nie wiem jakby sobie poradziły w warunkach, które jestem w stanie im zaoferować. Nie chciałabym, aby trafiły do zoo, ponieważ mam uzasadnione obawy, że tam warunki byłyby znacznie mniej sprzyjające. Perspektywa, że zdesperowani właściciele mogliby zostawić je gdzieś w jakimś stawie bądź rzece również mnie przeraża. Proszę o Wasze opinie na ten temat.
Pozdrawiam






© 2001-2025 terrarium.pl. Serwis wykorzystuje pliki cookies, które są wykorzystywane do emisji spersonalizowanych reklam. Więcej. Korzystając akceptujesz Regulamin.