Królewna Trix i ja
pyton królewski regius
Węża to ja chciałam mieć już na początku mojej przygody z terrarystyką. Wiadomo jednak jak to bywa z takim 'chceniem'. Aż tu nagle trafiła się okazja - za śmieszną cenę mogłam kupić samicę Pytona królewskiego wraz z terrarium. No i kupiłam. W przypadku wcześniejszych podopiecznych pościęciłam duuuużo czasu na zgłębianie wiedzy teoretycznej przed zakupem, zaś jeśli chodzi i gada, to zaczęłam przyswajać sobie wiadomości o nim jak już stało terrarium na moim biurku.
No i się zaczęło. Sama sobie powiedziałam: nie miała baba kłopotu, kupiła se ... węża. Po lekturze poradnika autorstwa evokera wpadłam w czarną rozpacz. No bo znając moje zwariowane życie ten wąż nie przeżyje u mnie tygodnia. Już miałam taką wizję: nie będzie jeść, nie wychyli się nawet na chwilę i cichutko zejdzie z tego świata. Jakże się myliłam.
Już pierwza noc podpowiedziała mi, że ta moja Trix to towarzyskie i ciekawskie stworzenie. Ona w najlepsze poznawała nowe pomieszczenie, ja całą noc nie spałam (jak tu spac jak co chwila bylo słychać głośne ŁUPP!).
I nadszedł taki dzień, że trzeba było toto nakarmić. Kupiłam (Prosze nie śmiejcie się) 1 myszkę. Podawanie tej żywej myszy - no bo rok księżniczka była karmiona tylko żywcem - w moim wykonaniu nadawałoby się do sceny w jakiejś czarnej komedii. Zobaczyłam jak ona ją dusi i miałam humor zjemany na dzien cały. Trix chyba nawet tej myszy nie poczuła, więc na drugi dzień musiałam lecieć po 2 kolejne myszy. Wydawało mi się że wszystko jest ok. Aż tu w zeszły piątek idę do zoologa i okazuje się że NIE MA MYSZY, dopiero za tydzień dostawa. Aż mi sie słabo zrobiło. Toć ona się wścieknie jak jej nic jeść nie dam. I tak tydzień czekałam z głodnym gadem na upragnioną dostawę.
Myszy wzięłam trzy, a że był upał to w drodze do domu 2 mi padły. Ludzie patrzyli jak na kretynkę widząc transporter z dwoma trupami i jednym osobnikiem w agonii. Ja się bałam, że małpa przyzwyczajona do żywego jadła nie zje trupów. Wpadłam do pokoju i wrzuciłam martwotę. Trix tak do niej wystartowała, że onal mi ręki nie capnęła. Zechlała wszystkie trzy, a mi zapaliła się w głowie lampeczka z pomysłem: po kiego grzyba latać co tydzien po myszy? może znajde kogos blisko Kutna i kupię mrożone szczurasy?
I już w sobotę byłam w Zgierzu po szczury. Straciłam humor po ostrzeżeniu, że prawdopodobnie zmarnowałam czas i pieniądze, bo skoro regiusowa jadła żywe myszy przez tyle czasu (ma rok i 90cm) może mieć gdzieś zdechłe szczury.
I tutaj juz mogę napisać, że chyba jakaś siła wyższa kieruje do mnie takie zwierzaki jak Trix - czyly pozytywnie odbiegające od normy. Wrzuciłam szczura, a ona nie zastanawiając się wiele zaczeła go sobie ustawiać i zjadać. Aż podskoczyłam z radości.
Reasumując: chyba nie będzie miała u mnie źle. Nie widać żeby sie stresowała, wręcz przeciwnie - jest cholernie ciekawska. Łagodna i czasami uparta jak osioł (w te upały często pod moją kontrolą pełza po pokoju i jest ok, ale kiedyś trzeba ją schowac do terra i wtedy zaczyna się do mnie przyklejać, byle tylko nie wracać za szybkię Do tej pory karmiona już była martwymi: szczurami, chomikami i mastomysami (a o myszach zapominamy). Jej chyba nie robi różnicy co zjada- czy białe czy łaciate idzie u niej taśmowo.
A ja zaczynam się z niej coraz bardziej cieszyć
***
A co do reszty moich podopiecznych to mają się bardzo dobrze. Wreszcie zagościł u mnie Ephebopus cyanognathus - Edek;) jak na razie spokojny i miły maluch. Za to Lolek (T. violaceus) rośnie jak głupi i nie mądrzeje za nic. Ireny (mojego pierwszego ptasznika) już nie ma, a to dlatemu, że okazała się być Ireneuszem. Nie pozostawało nic innego jak sprzedać