Dziś trafiło do mnie: stadko straszyków Sungaya inexpectata w liczbie 4ech sztuk (jeden tak patrzę już wisi i linieje) i trzy patyczaki Ramulus nematodes Blue.
Podziwiam Kajtka, który żyje już grubo ponad 3 miesiące, nie mam całej jednej nogi, drugą ma uszkodzona od poczatku fazy imago, a mimo to ma taka chęć do życia. Staruszek ciągle sprawnie poluje i lata po pkoju. No chyba mój ukochany Creobroter.
Irena wreszcie zaczęła jeść. Oczywiście ciągle zachowuje się jak potulna owieczka, która nie wie co to agresja. Za to Lolek-szaławił skubany- tyle sieci natworzył, że go nie widuję. Zakładam, że dziad linieje, i za pare dni będzie mnie terroryzował w większej postaci. Jesli dalej tak z nim będzie to w ciortu go sprzedam.
Od ostatniego wpisu nic mi nie padło. Dużo się wymnożyło. Aż sie boję wyjazdu, który prawdopodobnie czeka mnie w połowie czerwca. Na kilka tygodni (pewnie 6) będę musiała się rozstać z moimi podopiecznymi. Koszmar. Najgorsze jest to, że pajunami i chrząszczami ma się kto zająć. Moje ulubienice modlichy jak te sierotki są traktowane - znajomi i rodzina się ich boją i przeraża ich wizja karmienia tego stadka. Plus teraz straszyki i patyczaki i mam mały problem.
Ajjjjj....