Od początku: jadę do domu na dwa tygodnie i biorę ze sobą geka. Nie ma opcji żebym go zostawiła - nie ufam współlokatorce, że to niego zajrzy i się będę strachać, że mi wyschnie bida na wiór. No więc decyzja podjęta, faunaboks coby go w czymś na ten czas trzymać jest, wszystko spoko tylko, że... w sesyjnym rozgardiaszu nie przyszło mi do umęczonej głowy, że ten faunaboks jest z czasów, kiedy Mariusz był ze dwa razy mniejszy. Ma jakieś 30x16 (na oko - nie mam czym zmierzyć). Gekon ma ze 20cm. Wsadziłam mu tam kokosik (jego ulubioną kryjówkę) i pojemniczek z wodą, i już prawie w ogóle miejsca nie ma. Włożyłam dziś jaszczura, żeby się do nowego miejsca przyzwyczaił jeszcze przed podróżą i patrzeć na to nie mogę. Tak ma ciasno, że aż mnie to boli. On mnie wcale nie uspokaja - od pół godziny przekopuje cały teren, jak to ma w zwyczaju, gdy mu coś w terra nie pasi. Ale zawsze się szybciej przyzwyczaja.
Przechodzę do pytania: czy mu bardzo zaszkodzi jak dwa tygodnie w tej ciasnocie spędzi? Dodam, że go zamierzam "wyprowadzać na spacer" codziennie, ale na długo go nie puszczę, bo w domu kot i całą akcję trzeba nadzorować bacznie. Niby i tak wiecznie w tym kokosie tylko siedzi, okazjonalnie w innej kryjówce, ale sobie lubi wieczorkiem po terrarium połazić albo poeksplorować. Albo czy macie jakieś sprawdzone warunki na tymczasowe mieszkanko dla gekona przy dziadowskich możliwościach? Z kasą na razie trochę krucho, a nie chcę znów rodziców prosić, także kupno nowego faunaboksu wolałabym odłożyć w czasie.
Z góry dzięki
EDIT: przestał kopać. I teraz, jak zakopał cały pojemnik z wodą, to ma dwa razy więcej miejsca. Może jak wyjmę wodę i będę wkładać tylko na dzień, kiedy i tak w miejscu siedzi, to będzie okej? Plus pryskanie, żeby się wilgotność zgadzała.