ponczekcharlie

Witam wszystkich na forum, trochę minęło zanim się tu zarejestrowałem, a pomogliście mi bardzo wcześniej.

Żaden ze mnie hodowca, choć za młodu miałem przez 7-8 lat żółwia czerwonolicego (jak dziś czytam jakie warunki powinien mieć żółw to krew mnie zalewa co robiłem albo czego nie robiłem tamtemu) i żył. Półtora miesiąca temu sprawiłem sobie malucha (żółtobrzuchy), który z początku był bardzo wstydliwy (głównie spał, jadł jedynie ochotkę, roślinki ani bioreptu nie ruszył) o wychodzeniu na wyspę nie było mowy (choć przyznam, że lampę zamontowałem dopiero dziś). Od wczoraj ma kolege, żywotnego młodziaka, zupełne przeciwnieństwo, ale to nie o nim.

Problem jest taki - od ponad tygodnia zółw nic nie je (dziś ruszył ochotkę, po tym jak mu ją podsunąłem pod nos), natomiast spodobała mu się wyspa i zaczął sporo na niej przesiadywać (co wydawało mi się dobre). Skorupa wydawała mi się bardzo sucha, więc troche go opluskałem, a nawet wypchąłem go na wodę. Po dłuższym obserwowaniu zauważyłem, że żółw nie potrafi zanurkować (cały czas unosił się na wodzie, w dodatku krzywo - jeden bok ma wyżej drugi niżej). Jak mu dałem ochotkę na kamień to zaczął jeść. Umyłem mu skorupę ale to nic nie pomogło.

Jakby tego było mało, zauważyłem że na brzuchu ma coś jakby ranę - takie ciemniejsze miejsce z którego "wypływa" coś jasnego, w dodatku ma tam miękką skorupę (jestem prawie pewien, że tak wcześniej nie było).

Oprócz tego żółw jakby parska - kiedy wychyla głowę na powierzchnię takie bombelki mu lecą z paszczy i wydaje dziwne odgłosy.

To w dużym skórcie opisuje dramat jaki rozgrywa się dziś. Jutro weterynarz, ale jako że w życiu nie mam zaufania do służby zdrowia, proszę Was o opinie

Pozdro
ponczek