Witam!
Prowadzę wraz z chłopakiem od niedawna sklep w Zduńskiej Woli. Mamy między innymi zwierzęta wymagające rejestracji. Ostatnio sprzedaliśmy pewnemu panu Boa constrictora.
Pan dostał od Nas papiery, a mianowicie dokument potwierdzający urodzenie w niewoli. I tu zaczynają się schody. O ile w Łodzi, w której mieszkam nigdy nie miałam problemów z zarejestrowaniem żadnego zwierzęcia o tyle, jak Pan udał się do ichniejszego urzędu w Zduńskiej Woli usłyszał od urzędniczki, że musi posiadać 4 dokumenty... tak, dobrze rozumiecie. Wszystkie 4 dokumenty wymienione w Art. 64.
11) numeri datę wydania:
a) zezwolenia na import zwierzęcia do kraju albob) zezwolenia na schwytanie zwierzęcia w środowisku, alboc) dokumentu wydanego przez powiatowego lekarza weterynarii, potwierdzającego urodzenie zwierzęcia w hodowli, albod)innego dokumentu stwierdzającego legalność pochodzenia zwierzęcia.
Pani najwyraźniej nie zczaiła jaka jest różnica pomiędzy "ORAZ" i "ALBO".
Chłopak wrócił do nas nieźle wkurzony (na szczęście nie na nas), więc cóż było robić. Przeszliśmy się na miejsce (co ważne, bez tamtego chłopaka, który kupił u Nas węża) z wydrukowaną ustawą i po godzinie tłumaczenia głupiej babie, która zasłaniała się jakąś książeczką (w której było napisane dokładnie to co jej mówiliśmy, ale widocznie niezrozumiałym dla niej językiem) wydawało się, że coś dotarło.
Niestety, niedługa była nasza radość, chłopak poszedł następnego dnia i znowu został odesłany z kwitkiem. Zarejestrować w Łodzi nie może, bo musiałby być tam zameldowany, pytałam. Pani z Łodzi potwierdziła, że do rejestracji wystarczy posiadany przez nas dokument. Babsztyl ze Zduni jest nieugięty. Oczywiście możemy mu przestęplowywać daty w nieskończoność, ale fajnie by było znaleźć w końcu rozwiązanie. No i nie chcę przeżywać takiej szopki podczas każdej kolejnej rejestracji. Co robić? Proszę o pomoc, porady...