Witam serdecznie wszystkich
Będzie trochę długo więc można sobie zaparzyć kawkę
Moją przygodę z terrarystyką zacząłem jakieś 3 tygodnie temu, kiedy to moja partnerka kupiła 2 bilety na wystawę/giełdę terrarystyczną w Szczecinie. Nie ukrywam, że wcześniej już myślałem nad gekonami płaczącymi, ale raz, że nie było ich na żadnym ze stoisk, a dwa nie miałem jak nowego zwierzaka zabrać do domu ( 180 km autem z przymusową kawką u dziadków, którzy zawału by dostali na sam widok gadzinki).
Temat przegadaliśmy, obejrzeliśmy wszystkie zwierzaki, jakie były w sklepach w Koszalinie i wybór padł na słodkiego eublefarka, którego widzieliśmy jako pierwszego, ze sklepu, w którym kupiłem i cieszę się do dziś wieloma rybkami i chomikiem.
Niestety a może i stety wiedza na temat tych stworzonek była jeszcze niewystarczająca i nie zwróciliśmy uwagi na ogonek, który był dość chudy.
Kupiłem wszystkie akcesoria, terrarium itd. nowe, w domu wyparzyłem kamienie, zdezynfekowałem terrarium i gadzik się zadomowił. Miałem z tyłu głowy, że może się stresować i nie jeść jakiś czas, jednak po półtora tygodnia postu zacząłem się niepokoić. Nie jadł ani mączników, ani karaluchów, ani świerszczy, nawet pasty hikari nie chciał tknąć, a moli woskowych w tym zadupiu jakim jest Koszalin można szukać w bibliotece w dziale si-fi. W końcu trafiłem na sklep, w którym pracuje młoda dziewczyna z ogromną wiedzą, i na widok mojego pupila aż się załamała, bo stwierdziła, że kondycja wskazuje na głodówkę ponad miesięczną i, że stan już jest niebezpieczny. Ponadto sklep, w którym kupiłem zwierzaka nadaje się do sprzedaży rybek, ewentualnie gryzoni, ale nie gadów.
Padła decyzja o karmieniu przymusowym. Nie chciał się skusić ani na smarowanie pyszczka, ani na zachęcanie innymi sposobami. Zadziałało bezpośrednie karmienie strzykawką do otwartego pyszczka pastą hikari i zmielonymi mącznikami. Po trzech dniach sukces zaczął jeść już sam świerszcze.
Na tym jednak nie koniec, bowiem waga gadziny to 35g a ma około 9 miesięcy. Mam nadzieję, że waga zacznie systematycznie rosnąć, jednak przed nami jeszcze dzisiaj badanie odchodów na obecność pasożytów bo jest duże prawdopodobieństwo, że coś tam w środku jest nie tak.
Naszła mnie refleksja nad sensem kupowania takich zwierząt ze sklepów zoologicznych. W moim przypadku zwierzak czekał na nowy dom około 2 miesiące, był trzymany w wąskim ale wysokim terrarium, bez maty grzewczej, bez kontroli czy stan zdrowia jest prawidłowy, dodatkowo terrarium wiecznie ustawione w ciemnym kącie sklepu bezpośrednio na zimnej podłodze. Niemniej jednak nie żałuję zakupu. Siedzenie z wtuloną we mnie jaszczurką, ta ufność, którą mnie obdarzyła i świadomość prawdopodobnego ocalenia jej życia jest warta wszystkich tych problemów ( mam nadzieję przejściowych). Teraz mam w głowie dylemat, jak zmusić sklepy zoologiczne do właściwego dbania o sprzedawane zwierzaki, bo serce się łamie ile jest takich przypadków, gdzie zwierzęta umierają przez zaniedbanie i olewczy stosunek do ich potrzeb sprzedawców. Bo łatwo powiedzieć, że trzeba było wziąć od sprawdzonego hodowcy i byłby spokój, jednak w przypadku mojej gadzinki zaowocowało to jednym uratowanym życiem więcej.
Co o tym myślicie ?
Dzięki za wytrwałość i przeczytanie tych wypocin